Artykuł jest przyczynkiem do dziejów naszego Uniwersytetu i jego kadry naukowej w czasie okupacji niemieckiej i odnosi się do okoliczności aresztowania przez gestapo dra Władysława Bobka oraz prób uwolnienia go z rąk oprawców.
Dr Władysław Bobek był przed wybuchem drugiej wojny światowej docentem UJ i wykładowcą w słowackim Uniwersytecie Komeńskiego w Bratysławie. Uniknął tragicznego losu naukowców UJ aresztowanych podstępnie 6 listopada 1939 roku w znanym powszechnie Sonderaktion Krakau, w tym czasie nie było go bowiem w Krakowie - przebywał u swych krewnych na wsi koło Sandomierza. Gestapo dopadło go dopiero później i już w innych okolicznościach.
Jego śmierć w Oświęcimiu wpisała go na listę strat kadry naukowej UJ w czasach okupacji. Wymieniając nazwisko docenta Władysława Bobka, odczuwam niepokój, jak już niewiele osób może dziś wiedzieć cokolwiek o tym uczonym, nawet spośród obecnej kadry naukowej Uniwersytetu Jagiellońskiego. A był to przecież uczony dużej miary, którego kariera naukowa dopiero się zaczynała. Konieczne zatem wydaje się przedstawienie pokrótce biografii i dorobku naukowego tego uczonego. Jako historyk autor natknął się na działalność docenta Bobka w związku z badaniami nad dziejami konspiracyjnego czasopisma „Odwet”
Władysław Bobek urodził się 1 czerwca 1902 roku we wsi Wrzawy koło Sandomierza. Był synem Macieja Bobka i Zofii z Kawalców - rolników tej wsi. Ukończył gimnazjum i uzyskał maturę w Mielcu, po czym zapisał się na Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie studiował polonistykę. Słuchał także wykładów - z wpisem do indeksu i podpisami wykładowców - z botaniki oraz z literatur francuskiej i angielskiej.
Doktoryzował się w roku 1926 u prof. Ignacego Chrzanowskiego. W latach 1926-28 uczył w jednym z gimnazjów w Katowicach, po czym jako stypendysta wyjechał do Bratysławy, gdzie na Uniwersytecie Komenskiego był lektorem języka polskiego i wykładał literaturę polską. Dr Bobek habilitował się na Uniwersytecie Jagiellońskim 3 stycznia 1934 roku z zakresu historii literatur słowiańskich . Wykładając literaturę polską na uniwersytecie w Bratysławie, doc. Bobek interesował się od początku problemem związków literatur słowackiej, czeskiej i polskiej. Profesor tamtejszego uniwersytetu, Milan Pisut, charakteryzuje doc. Bobka jako uczonego dużego formatu, pisząc: Władysław Bobek był człowiekiem bardzo konkretnym, dobrym pedagogiem o szerokich horyzontach. W pracy naukowej skoncentrował się na historii literatury słowackiej, przy czym gorliwie wyszukiwał jej związków z literaturą polską. W zakończeniu swego dzieła Zarys historii literatury słowackiej napisał: „Praca jest napisana w duchu słowackiego patriotyzmu i nacjonalizmu”. Przy każdej sposobności podkreślał słowiańskość zjawisk literackich, przy czym wcielał literaturę słowacką do europejskich prądów literackich. Dorobek naukowy Władysława Bobka jest imponujący i szczególnie cenny dla dziejów piśmiennictwa słowackiego. W Bratysławie wydał prace pt. Mickiewicz w literaturze słowackiej (1931) i Bohuslav Balbin (1932). W roku 1936 ukazał się zbiór studiów pt. Słowacczyzna i Słowiaństwo, a rok później, także w Bratysławie, studium Vojansky o sztuce oraz Rusizmy, polonizmy i jugoslawizmy w literackim języku słowackim. Następnie wydana została większa praca „Rozdziały o Słowiaństwie. W Krakowie najpierw ukazało się studium Lud słowacki, a w roku 1938 Literatura słowacka w zarysie, uzupełniona i wydana następnie w języku słowackim w 1939 roku w Bratysławie jako Zarys historii literatury słowackiej. Ostatnia praca, wydana w 1938 roku, to Historia języka słowackiego w zarysie, która zamyka przedwojenne badania Bobka nad językiem i literaturą słowacką. Oprócz wymienionych pozycji wydał on jeszcze małe studia poświęcone twórcom słowackim. Są to: Chrześcijański pesymizm i dynamizm życiowy Sladkovica - szczególnie w „Marynie, „Maryna” Sladkovica a Vrazowa Djulabija: „Rusizmy Vajanskeho” i „barok Holleho”. Wszystkie one, jak też dysertacja „O problemie periodyzacji słowackiej literatury”, były publikowane w różnych czasopismach. W pracach tych Bobek podkreślał narodowy pierwiastek w literaturze i dziejach języka słowackiego, co było głównie skierowane przeciw ówczesnej doktrynie niemieckiej, podkreślającej twórczy wpływ nauki, literatury i kultury niemieckiej w Słowacji.
Od roku akademickiego 1937/38 Bobek prowadził na Uniwersytecie Jagiellońskim wykłady z zakresu literatur krajów południowosłowiańskich: bułgarskiej, chorwackiej, serbskiej i słowackiej (wykładał wtedy przemiennie w Krakowie i Bratysławie). W roku akademickim 1939/40 miał objąć jedną z katedr filologii słowiańskiej na UJ. Do tego jednak nie doszło. Napad hitlerowski na Polskę zastał docenta Bobka na wakacjach w rodzinnej wsi Wrzawy, które spędzał u swojej siostry. I tu już pozostał na okres wojny. Początkowo utrzymywał się z udzielania prywatnie lekcji miejscowej młodzieży. Trzymał się z daleka od wszelkich działań politycznych i niechętnie odnosił się do okolicznej inteligencji, rozpolitykowanej i skłóconej ideologicznie. Z czasem jednak ten stosunek uległ zmianie, głównie w wyniku obserwowania patriotycznego zaangażowania tych ludzi w konspirację niepodległościową. W 1940 roku ks. Franciszek Lądowicz, wikary w nieodległej wsi Gorzyce, otrzymał konspiracyjne polecenie wciągnięcia docenta Bobka do pracy podziemnej w redagowaniu czasopisma „Odwet”. Czasopismo to powstało w rejonie Sandomierza i Tarnobrzega z inicjatywy przedwojennych działaczy tzw. samoobrony społecznej, przemianowanej pod okupacją na Organizację Orła Białego. Pozyskanie Bobka do współpracy z tym czasopismem miało bardzo istotne znaczenie, ponieważ uczony był poważanym znawcą zagadnień przydatnych w propagandzie antyhitlerowskiej. Dla ułatwienia pracy i umożliwienia dostępu do wiadomości ze świata, zakupiono na użytek Bobka za pieniądze pochodzące ze składek okolicznych księży radioodbiornik lampowy marki Philips. Początkowo radioodbiornik ten ukrywał ks. Wiech, wikary w parafii Wrzawy, który niedługo po tym przeniesiony został do parafii koło Rzeszowa. Praca konspiracyjna docenta Bobka przebiegała planowo. Pisywał regularnie artykuły o aktualnych wydarzeniach politycznych, dane czerpiąc też z alianckich audycji radiowych. Właściwie oceniał możliwości ekonomiczne i militarne walczących stron, konkludując, że w rezultacie zwycięży koalicja antyhitlerowska. Napisał też Bobek serię artykułów politycznych na temat ziem zachodniej Słowiańszczyzny, wskazując, że były one w przeszłości w orbicie wpływów polskich lub do Polski należały i winny znów należeć. Za przyszłą granicę zachodnią Polski Bobek uważał linię Odry i Nysy Łużyckiej. W sumie napisał do „Odwetu” około 25 artykułów, które ukazywały się pod pseudonimem „Mściwój”.
Praca konspiracyjna docenta Bobka trwała około roku. W czerwcu 1941 roku kurierka z komendy ZWZ w Rzeszowie przywiozła do ks. Lądowicza informację, że ks. Wiech został aresztowany przez tamtejsze gestapo. Ostrzeżenie o zeznaniach w trakcie torturowania przekazał on przełożonym, kiedy zmaltretowanego księdza gestapo umieściło w szpitalu więziennym. Wśród zeznań podał on komu i w jakim celu sprzedał on radioodbiornik i kto go używa teraz (ksiądz Wiech zginął później w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu). W wyniku tego ostrzeżenia zarówno ksiądz Lądowicz, jak i docent Bobek, zaczęli się ukrywać. Przez kilka tygodni Bobek przebywał u swoich krewnych w Łążku Chwałowskim koło Zaklikowa w Lubelskiem. Następnie przez pewien czas ukrywał się w folwarku Popławskich koło Baranowa Sandomierskiego, a także u Łopatowskich w Dąbrowicy. Z upływem czasu Bobek zaczął powątpiewać, by gestapo interesowało się nim w związku ze sprawą księdza Wiecha. We wrześniu 1941 roku przebywał już ponownie we Wrzawach. W drugiej połowie listopada 1941 roku gestapo z Niska aresztowało księdza Mochonia w Zaleszanach i księdza Sierżęgę we Wrzawach oraz pytało o Władysława Bobka, lecz nie zastało go w tym dniu w domu we Wrzawach. Można domniemywać, że nieudana wyprawa gestapo w celu zatrzymania Bobka musiała wpłynąć na gestapowskie postępowanie w stosunku do aresztowanych księży. Prowadzono bowiem z nimi raczej pogawędki niż przesłuchania i nie nawiązywano do sprawy księdza Wiecha i sprzedaży radioodbiornika, ani nie wiązano ich zatrzymania z osobą Bobka. Niemcy zastawiali pułapkę i usypiali czujność. Po dziesięciu dniach łagodnych rozmów obaj aresztowani księża zostali zwolnieni. Ten fakt i jego okoliczności uśpiły resztki czujności docenta Bobka i jeszcze bardziej upewniły go, że nic mu nie grozi. Tymczasem gestapo z placówki w Nisku 2 grudnia 1941 roku zjechało ponownie do Wrzaw i aresztowało Bobka, osadzając go w więzieniu w Nisku. Rodzina, przyjaciele i współpracownicy Władysława Bobka z zespołu pisma „Odwet” dostrzegli powagę sytuacji i niebezpieczeństwo grożące aresztowanemu. Przemyśliwali nad sposobami wydostania go z rąk gestapo. Brali pod uwagę dwie drogi uwolnienia: wykup z gestapo za wysoką łapówkę albo ucieczkę z więzienia z pomocą przekupionych strażników. Póki co okoliczności podbudowywały optymizm. Członkowie rodziny uwięzionego mogli mieć widzenia z nim w więzieniu. Z uzyskanych od uwięzionego danych wynikało, że gestapo w Nisku traktuje go niemal kurtuazyjnie, dostarcza do celi niemiecką prasę bieżącą, a w ustalonym dniu wzywa go na przesłuchania, prowadzone w formie pogawędki. Z faktu tego tak rodzina, jak zainteresowani konspiratorzy wnioskowali, że wystarczy znaleźć drogę dojścia do gestapo, zaoferować łapówkę i w zamian uzyskać zwolnienie Bobka. Taką drogę mógł obrać ks. Lądowicz, który znał dobrze Nisko, a w latach gimnazjalnych przyjaźnił się z Bertoldem (Bertikiem) Schmidtem, synem kolonisty niemieckiego. Bertik Schmidt był wówczas kierownikiem niemieckiego urzędu pracy (Arbeitsamt) w Nisku i był dobrze widziany w gestapo.
Przedsięwzięcie było ogromnie ryzykowne, także dla ks. Lądowicza, ale zdecydował się on nawiązać kontakty. Wpierw udał się do matki Bertika Schmidta, od której dowiedział się, że jej syn przyjął „volkslistę” pod naciskiem okoliczności, ale poczuwa się do lojalności wobec Polaków i nie chce im szkodzić, a raczej pomagać. Rozmowa ks. Lądowicza z Bertikiem Schmidtem i ujawnienie mu celu wizyty dały rewelacyjne wyniki. Schmidt wiedział z wypowiedzi gestapowców, że docent Bobek dał się ująć ich uprzejmości i jego rozmowy odpowiadają w pewnym względzie intencjom gestapo. Poza tym gestapo w Nisku prowadzi jakieś utajnione dochodzenia na polecenie centrali gestapo w Krakowie. Schmidt uważał, że w takich okolicznościach nie ma już ani czasu, ani nadziei na pozyskanie gestapowców z Niska i „wykup” Bobka za jakąkolwiek łapówkę. Widział on natomiast szanse w zaaranżowaniu ucieczki więźnia z więzienia lub z konwoju. Według sugestii Schmidta najłatwiej byłoby zorganizować ucieczkę Bobka podczas doprowadzania go przez konwojenta do siedziby gestapo. Schmidt zaoferował, że może zagadać w drodze konwojenta, aby w tym czasie ks. Lądowicz pomógł Bobkowi wskoczyć do podstawionego samochodu, a następnie umknąć w lasy za San, gdzie pościg byłby już bardzo utrudniony. Jeszcze tej nocy Schmidt ułatwił ks. Lądowiczowi widzenie z doc. Bobkiem w więzieniu. Początkowo Bobek był zdecydowanie przeciwny planowi ucieczki, ale dał się w końcu przekonać na wspomnienie losów aresztowanych profesorów UJ w 1939 r. Przedsięwzięcie wymagało szybkiego przygotowania ludzi i samochodu. Staraniem członków konspiracji w fabryce Mieszczańskiego w Gorzycach przygotowano potrzebny samochód ciężarowy z tej fabryki. Ponieważ takie samochody musiały pracować na gaz drzewny i były bardzo powolne, przywrócono w aucie zakamuflowany napęd benzynowy i dobrano najlepszego kierowcę. Przygotowano też ludzi i pomoc na tzw. Zasaniu. W wyznaczonym dniu ks. Lądowicz przybył do Niska i spotkał się z Bertikiem Schmidtem w jego biurze. Samochód w umówionym czasie - przy ciągle pracującym silniku - postawiony został przy bocznej ulicy. Po kilku minutach ukazał się gestapowiec Fred, konwojujący doc. Bobka do siedziby gestapo. Wszystko przebiegało dokładnie według założeń. Bertik Schmidt wyszedł z budynku urzędu pracy i w odpowiedniej chwili stanął na chodniku, wyczekując na wolno idących Bobka i konwojenta. Kiedy nadeszli i zrównali się z oczekującym, Bartik zagadał Freda, zapraszając go na obiad z okazji urodzin. Fred zatrzymał się z Bartikiem, by omówić szczegóły wizyty, polecając Bobkowi, by poszedł dalej sam do siedziby gestapo. Bartik starał się, by Fred stał tyłem do oddalającego się więźnia i nie widział, co się z nim dalej dzieje. Wtedy ks. Lądowicz wyszedł bocznymi drzwiami z budynku Arbeitsamtu i zrównał się z Bobkiem. Ten szedł nieśpiesznie, pochylony, w narzuconym na ramiona futrze i z nasuniętą na czoło czapką. Nie mając rozeznania, czy nie są obserwowani z okien siedziby gestapo, ks. Lądowicz, wymijając Bobka powiedział krótko: „Samochód czeka obok w uliczce, proszę iść powoli za mną”. Jednak Bobek nie zareagował i nie wykonał polecenia, ale poszedł dalej do siedziby gestapo. Około tygodnia po tym wywieziono go do więzienia w Rzeszowie, a następnie do więzienia w Tarnowie, które było miejscem formowania transportów więźniów do obozu zagłady w Oświęcimiu.
W okresie pobytu doc. Bobka w więzieniu w Tarnowie podjęta została ostatnia próba jego uwolnienia. Pomysł wyszedł od niego samego. Bobek sugerował powiadomienie o jego uwięzieniu ministra spraw zagranicznych Słowacji, licząc na jego interwencję dyplomatyczną. Realizujac tę sugestię, ks. Lądowicz udał się do Krakowa, gdzie nawiązał kontakt z ks. Ferdynandem Machayem, b. polskim senatorem, osobą bardzo szanowaną w Słowacji. W rozmowie z ks. Lądowiczem ks. Machay stwierdził, że nie widzi nadziei na powodzenie takiej akcji, zarówno z powodu krótkiego czasu, jak też pozycji marionetkowego rządu ks. Tiso w Słowacji. Tym niemniej postanowił wysłać specjalnego gońca z listem do Karela Sidora (?). Jakie były skutki interwencji rządu słowackiego i Sidora, jeśli w ogóle były? W roku 1963, kiedy autor tego tekstu jeszcze nie znał szczegółów interwencji, ale jedynie pogłoski o szukaniu pomocy u ks. Machaya, umówił się z nim na spotkanie. Ksiądz Machay niewiele już pamiętał z tamtych lat. Przypomniał sobie, że przyjeżdżał jakiś ksiądz od rodziny Bobka i że rozmawiali w kościele św. Barbary. Kto był tym posłańcem do Karela Sidora - tego ks. Machay też już nie pamiętał. Przypominał sobie jedynie, że jeździł wtedy do rodziny na Orawę i tam właśnie pisał list do Sidora. Nie pamiętał, czy była jakakolwiek odpowiedź Sidora. Obawiał się, że Sidor nie interweniował w sprawie Bobka u władz niemieckich. Czy było już za późno? A czy może Sidor wcale nie zamierzał interweniować drogą dyplomatyczna? Albo nie wierzył w skuteczność swojej akcji u władz niemieckich? Jakkolwiek było, na te pytania brakuje udokumentowanych odpowiedzi. Według jedynego zachowanego dokumentu, docent Władysław Bobek zmarł w Oświęcimiu 2 czerwca 1942 roku. Dokładnie w siedem miesięcy od aresztowania. Jednak o śmierci więźnia rodzina nie została oficjalnie powiadomiona ani też nie zwrócono rodzinie jego prochów. Są podstawy do przypuszczeń, że gestapo prowadziło dociekliwie śledztwo w sprawie całokształtu działalności dra Bobka, a nawet odbywał się jego proces. Wnosić o tym można z faktu zabrania akt habilitacyjnych z archiwum UJ, które doń nie wróciły. A także z braku akt więźnia w kartotekach K.L. Auschwitz oraz pośrednich danych o wywożeniu dra Bobka poza ten obóz, prawdopodobnie do Katowic.
W pozostałych po Władysławie Bobku materiałach i notatkach (będących po wojnie w posiadaniu jego siostrzeńca, red. Juliana Kawalca) są ślady ciągłej pracy naukowej w okresie wojennego pobytu na wsi podsandomierskiej. Prace te głównie dotyczą badań nad literaturą przynależną do krajów wschodniej Słowiańszczyzny. Z tego faktu można wnosić, że doc. Bobek przygotowywał się starannie do objęcia po wojnie zaoferowanej mu katedry na Uniwersytecie Jagiellońskim, z wykładami z całokształtu literatur słowiańskich.
z
ALMA MATER
miesięcznik Uniwersytetu Jagiellońskiego
TŁUMACZ JĘZYKA MIGOWEGO W URZĘDZIE GMINY
Osoby niesłyszące przy załatwianiu administracyjnych spraw mogą skorzystać z pomocy tłumacza migowego.
Wystarczy zgłosić chęć skorzystania z tej usługi 3 dni przed planowaną wizytą w Urzędzie Gminy osobiście lub korzystając z pomocy osoby trzeciej dzwoniąc pod numer (15) 8362 075, a także wysyłając faks pod numer (15) 8362 209 oraz e-maila na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
![](/old/images/stories/ikony/jmigs.png)