Polish Czech English French German Russian Slovak Spanish Ukrainian
www. gminagorzyce.pl   telefon: 48 15 8362075

GMINA GORZYCE

Samorządowy Portal Internetowy

techniczny ogrod

tablicaFragment rękopisu Kronika Gorzyc autorstwa Adama Grzywacza i Jana Burdzego,

który jest w trakcie przygotowania do publikacji przez Towarzystwo Kulturalno Historyczne Gminy Gorzyce.

Tekst dotyczący I wojny światowej przygotowały do druku uczennice Technikum Ekonomicznego ZS im. por. Józefa Sarny w Gorzycach: Diana Kapała, Aneta Marszałek i Anita Nowosielska pod kierunkiem nauczyciela historii dr Lucyny Łysiak-Kosowskiej (skład, korekta, przypisy).

Rozdz. V

Część I

Gdyby można skumulować wszystek żal, jak wszechwładnie ogarnął rodziny w owy dzień rozstania najbliższych sobie ludzi, gdyby można w jedno miejsce sprowadzić wszystkie łzy matek i dzieci z drgającego wówczas, z bólu, oblicza, gdyby można połączyć wszystkie westchnienia ukochanych sobie osób, żegnających się nieraz na zawsze, powstałoby niezgłębione morze krwawej i bolesnej ofiary ludzkości na rzecz pseudo - cywilizacyjnego postępu XX wieku - wieku krwi i żelaza

A. Grzywacz


Gmina Gorzyce, jako jednostka administracyjna byłej Galicji, tj. terytorium należącym od ostatniego rozbioru Polski do zaboru austriackiego, w przebiegu wojny światowej 1914 – 1918, dzieliła losy Austrii, a tym samym przechodziła te koleje, jakie zgotowały losy wojenne państwom centralnym. Granica między zaborem rosyjskim, a austriackim biegła wzdłuż środka koryta Wisły, a więc wzdłuż wsi Zalesie Gorzyckie, Dąbrowa Wrzawska, a następnie wzdłuż Pasternika i Sanu. Ze wschodniej strony, granicę stanowiła sztuczna linia, biegnąca po granicy dzisiejszych powiatów tarnobrzeskiego i janowskiego. Kilka wsi, więc z za Sanu, łącznie z Radomyślem, należała do powiatu Tarnobrzeg. Mimo, że Wisła tu stanowiła granicę między Austrią a Rosją, ściślej między zaborem austriackim i rosyjskim mimo, że wzbronione było przechodzenie np. do Sandomierza (tylko za specjalnymi przepustkami), to jednak bywały wypadki małżeństw Polaków - obywateli Rosji z Polkami, przynależnymi do Austrii. Pomimo silnych i gęstych posterunków granicznych, istniał, a nawet kwitł wysoko przemysł i „szmugiel” graniczny przez Wisłę. Działo się to wszystko, pod osłoną wody na Wiśle. Od nas, przewożono tam głównie wódkę i tytoń, a zza Wisły przewozili: herbatę, tabakę, słoninę, kolorowy papier itp. rzeczy. Wychodzili na tym szmuglowaniu, specjalnie dobrze, mieszkańcy Dąbrowy czy Pasternika. Wspomnieć również należy, że wszelkie produkty gospodarcze, rolne, a zwłaszcza słonina była za Wisłą niesłychanie tania w porównaniu z ceną tych towarów w Austrii. O wiele tańsza była, czy np. modna i konieczna wprost dla wsi, tabaka.

Służbę wojskową pełnili tutejsi obywatele w wojsku austriackim, trwała 3 lata. Pobór był w 21. roku życia, zatem wracano z wojska w 24 r. życia. Polacy zza Wisły służyli naturalnie w armii carskiej. Od nas najwięcej obywateli służyło w 40. p.[ułku] piechoty w Rzeszowie.

Nauka w szkole odbywała się w języku polskim. Od trzeciej jednak klasy tj. trzecia 2 lata i czwarta 2 lata, uzupełniającej 1 rok uczono obowiązkowo języka niemieckiego. Wykładowym jednak był język polski. Na każdym kroku starały się władze szkolne, wszczepić w dzieci, miłość dla cesarza austriackiego i jego państwa. W każdej klasie znajdywał się portret: „ najmiłościwiej nam panującego cesarza Franciszka Józefa”. Wszystkie dzieci i ludność cała śpiewać musiała często hymn narodowy austriacki:
„Boże wspieraj, Boże ochroń nam cesarza i nasz kraj” 

Urzędy w Tarnobrzegu, jako w powiatowym mieście, urzędowały zarówno w starostwie, jako też w rządzie i w radzie powiatowej w języku polskim, znajomość jednak języka niemieckiego była wprost konieczna.
Księża w kościołach, tak u nas w Galicji, jako też za Wisłą, modlili się, w czasie wojny i przed wojną, o zwycięstwo wojsk naszych, a tym samym o pogrom nieprzyjaciela; Polacy, więc modlili się wedle nakazu, o klęskę swych braci zza Wisły.
Nad Wisłą, jako nad granicą, były obsadzone, w czasie pokoju, posterunki graniczne składające się z kilku strażników. Taki posterunek był we Wrzawach, Nadbrzeziu, Tarnobrzegu itd. Im odpowiadały posterunki odpowiednio rozmieszczone za Wisłą.
Pieniądzem krążącym w kraju, przed wojną w Austrii, a więc u nas była korona, reński (2 korony); 1 korona miała 100 halerzy, 2 halerze nazywały się cent. Prócz halerzy krążyły piątaki (10 halerzy) i szóstki (20 halerzy). Krążyły korony srebrne, 10., 12., i 100 koronówki. Za Wisłą w Sandomierzu krążyły ruble carskie (1 rubel = 100 kopiejek).
Do Sandomierza można się było dostać tylko za przepustką, po przeprowadzonej gruntownej rewizji przy Wiśle, dokonanej przez strażników. Przewożono łodziami, w okolicy dzisiejszego Portu, gdyż mostu nie było.
Żandarmi austriaccy mieli wielkie poważanie i posłuch u tutejszej ludności. Stalowe hełmy z orłem austriackim, wąsate twarze dodawały im powagi. Bali się ich nie tylko złodzieje, których wprost gnębili, ale też cała ludność się ich obawiała. Ich posterunki zajęła w 1918 r. policja polska.

Przed wojną światową w Gorzycach, jak w ogóle we wsiach okolicznych, panowała zamożność i kwitł dobrobyt gospodarczy tutejszej ludności. Wieś, aczkolwiek pod względem wyrobienia obywatelskiego i społecznego nie stała na poziomie dzisiejszym to jednak każdy przeciętny gospodarz wiedział, że owa duszna i niepewna atmosfera polityczna, owe ciągłe zatargi państw sąsiadujących, owe ciągłe pomruki i szemrania, spowodują katastrofę wojenną.
Poczytnym pismem na wsi był tygodnik Ojczyzna i Rola gdzie w swych dowcipnych, a proroczych monologach, Maciek Bzdura bardzo delikatnie przygotowywał społeczeństwo do wojny. Czytano też tygodniki: Przyjaciel Ludu, Piast, Wieniec i Pszczółka. O ile istniała, wśród tutejszego społeczeństwa, świadomość przyszłej wojny, to jednak nikt nie zdawał sobie sprawy z okropności, a zwłaszcza z tak długiego trwania owej tułaczki. Mówiono, bowiem, że w wypadku wojny Austria w przeciągu dwu lub trzech tygodni rozprawi się ze swoimi wrogami. O niskim uświadomieniu tutejszej ludności, pod względem techniki prowadzenia wojny, świadczą takie np. fakty: kiedy Moskale zbliżali się do Sanu to kierownik szkoły z Wrzaw p. Siemek namawiał chłopów, by wzięli widły i cepy, poszli do Sanu przeciw Moskalom. Albo, kiedy właśnie Moskale byli przy Sanie, to gospodarze na Pączku ujrzeli przez lornetkę, jak za Wisłą, naprzeciw Dąbrowy siedział na drzewie car, i patrzył co robią ludzie na Pączku i Dąbrowie. Ta niepewna atmosfera znalazła niebawem swe rozwiązanie w lecie 1914 roku. Oto bowiem, kiedy wieś zajęta była pracą zbierania plonów swego trudu, w chwili, kiedy oczy i serce ludu wiejskiego napawały się widokiem urodzajnego zbioru, w dniu 31 lipca 1914 r. rozlepiono w Gorzycach ogłoszenie mobilizacyjne. Powołano wszystkich mężczyzn od 18 do 50. roku życia.

Błysk rewolweru gdzieś w Sarajewie, znalazł swój oddźwięk już w dniach następnych w jęku, płaczu i spazmatycznym żalu matek, żon i dzieci żegnających swych ojców, mężów i braci idących na zew wojenny, w obce kraje. Dzień 1 sierpnia 1914 r. był dniem modlitwy, płaczu i żegnania swoich najbliższych. Wszyscy powołani, rankiem tego dnia udali się, w niesłychanie podnieconym nastroju, do spowiedzi, i wysłuchania mszy św., specjalnie uroczyście celebrowanej przez śp. ks. kan. Jaronia, i pożegnawszy się z zostającymi odjechali do swych miejsc przeznaczenia. Żal i smutek ogarnął pozostałe rodziny. Nieraz, z jednego domu odszedł ojciec i 3 lub 4 synów na rozkaz. Gdyby można skumulować wszystek żal, jak wszechwładnie ogarnął rodziny w owy dzień rozstania najbliższych sobie ludzi, gdyby można w jedno miejsce sprowadzić wszystkie łzy matek i dzieci z drgającego wówczas z bólu oblicza, gdyby można połączyć wszystkie westchnienia ukochanych sobie osób, żegnających się nieraz na zawsze, powstałoby niezgłębione morze krwawej i bolesnej ofiary ludzkości na rzecz pseudo - cywilizacyjnego postępu XX wieku - wieku krwi i żelaza. Dziwne były dnie i noce w naszej wsi po tym dniu rozstania. Jakieś niesamowite rzeczy działy się na świecie; nieraz wieczorem, po trudzie całodziennym, kiedyś szeptał w progu może ostatnie Zdrowaś za gasnące życie twej kochanej osoby, kiedyś z westchnieniem podniósł wzrok swój ku Stwórcy, tam w iskrzące się krainy gwiazd, dziwne zmiany spostrzegłeś. Na firmamencie wśród gwiazd palił się ognisty krzyż; to znowu, w drugiej stronie, karabin na niebie spostrzegłeś; tam żołnierz z wydobytą szablą się pokazał. Znaki te, były dostępne dla oka każdego, widziało je wiele osób z tutejszej gminy. Chóralne wycia psów uzupełniały owe niepewne, pełne tęsknoty i smutku, dnie i noce. A w tej atmosferze krążyły straszne wieści o grożącym napadzie Moskali, że potwory ludzkie, mówiono, że z chwilą ich wejścia do wsi, bije ostatnia godzina jej mieszkańców, których mordują wszędzie bez litości, mówiono, że to ludojady, że mięsem ludzkim się karmią, że włosy i brody do ziemi im sięgają, że do ludzi niepodobni. Ciemnota, pozostałego we wsi przeważnie starszego społeczeństwa, sprzyjała przyjmowaniu się tego rodzaju wersji i historii.-

 Powołani z gminy Gorzyce zostali przydzieleni przeważnie do 40. pułku piechoty w Rzeszowie (powszechnie panowało przekonanie, że to ci najzgrabniejsi), najmniej było przydzielonych do 17. pułku piechoty w Rzeszowie do tak zwanego „Landwer”. Zaraz po mobilizacji, na granicy rosyjsko-austriackiej za Sanem, wzmocniono silnie posterunki graniczne. Wśród żołnierzy, którzy zostali odkomenderowani do ochrony granicy, znaleźli się i nasi obywatele Gorzyc. Specjalnie w Radomyślu było na posterunku kilka starszych, których odwiedzały często żony z dziećmi. W Radomyślu byli: A. Kochanowski, A. Burdza, J. Brzeziński, A. Węgiel i inni. W wolnych chwilach odwiedzali oni swe rodziny. Po odejściu do wojska wszystkich zdolnych mężczyzn, resztę mężczyzn wypędzono na forszpan. Wszystkie konie, wozy musiały wyruszyć pod Nadbrzezie, jako podwody wojenne. Cała niwa hrabiego, położona między Trześniem a Nadbrzeziem była zajęta przez owe podwody, oczekujące dalszych rozkazów. W Nadbrzeziu zgromadzono wielkie stosy cukru, chleba, mąki, siana itp. Podwodami zaopatrywać miano armię austriacką w żywność w Rosji. Spisywano ilość sani w Gorzycach widocznie sądzono, że armia austriacka będzie zimować w Rosji.
Nasilenie i zatarg wojenny na granicy za Sanem, przybierał coraz więcej na sile. Od czasu do czasu strzały karabinowe dawały znać o potyczkach posterunków. Wreszcie przyszedł dzień 10 sierpnia 1914 r. - dzień odpustu we Wrzawach. Dzień był bardzo pogodny. Z okolicznych wsi, a więc z Gorzyc i Pączka, przybyło wiele ludności na tę uroczystość. Kiedy po sumie wyszli wierni, posłuchać na wolnym powietrzu różańca ks. Kapucyna z Rozwadowa, odgłos gęstej strzelaniny karabinowej z za Sanu zwiastował zbliżającą się nawałę. Na drugi i trzeci dzień szły przez Gorzyce, Pączek i Czekaj wojska austriackie, które przeprawiały się przez San po zbudowanym przez siebie moście pontonowym. Pierwszy maszerował pułk (regiment) krakowski. Wojska te pomaszerowały aż pod Lublin. Około 15 września 1914 r. wojska austriackie, po klęsce pod Lublinem i Kraśnikiem, opuszczały Wrzawy i Gorzyce. W tym czasie (24 VIII 1914 r.) miało miejsce całkowite zaćmienie słońca. By uniknąć paniki wśród wojska, oficerowie, na kilka dni przedtem, przygotowali żołnierzy na to zjawisko. Ludność cywilna patrzyła ze zgrozą na to dziwo i jak najgorsze z tego wysnuwała wróżby dla siebie i świata. Wraz z odwrotem wojsk austriackich zbliżył się do nas front. Po raz pierwszy Gorzyce i Wrzawy znalazły się pod rosyjskim ogniem artyleryjskim. Ciężkie kule rosyjskie padały wzdłuż wsi. Do dziś mamy doły po kulach na Ostrówku na Pączku i na Fantazji. W czasie odwrotu artyleria austriacka miała swe stanowisko w Gorzycach. Ośmiodziałowa bateria stała w ogrodzie Adama Grzywacza. Ogromne, motorowe działo stało we wygonie za krzakami, była to 32 centymetrowa armata. Raz, gdy wystrzelono z niej to prawie wszystkie szyby we wsi wyleciały z okien. Siła wybuchu była tak silna, że opodal pod pomnikiem znajdujący się ludzie, padli na ziemię. Naocznym świadkiem tego był Paweł Kozioł. Wojska austriackie, parte siłą nieprzyjaciela. cofały się intensywnie z Pączka i Gorzyc w kierunku Grębowa. Straszne wieści o barbarzyństwie i okrucieństwie Moskali napawały tutejszą ludność, opuszczoną przez wojska austriackie, niesłychaną trwogą. Ponieważ dochodziły wieści, że ludność tutejsza zostanie wymordowaną przez kozaków, przeto jedni postanowili opuścić swoje domostwa, drudzy zaś postanowili ukryć się w specjalnie wykopanych w ziemi dołach. W tej strasznej niepewności życia i mienia każda wieść rozchodziła się lotem błyskawicy, budząc grozę i panikę wśród tutejszych mieszkańców, i tak już pogrążonych w trwodze. A wieści takich o okropnościach wojny, oczywiście przesadzonych, dziwnie dużo się zjawiało. Szał trwogi, jakie one budziły skłaniał ludzi do czynów nieraz najmniejszej logiki pozbawionych. Tymczasem Moskale, wśród kanonady armat i grzechotu kul karabinowych postępowali od Wrzaw w kierunku Pączka -Gorzyc. Z Pączku, zabrał na wóz cały swój dobytek i wraz z rodziną, uciekł do Gorzyc Franciszek Wilk. Reszta ludności z Pączka schroniła się w specjalnie wykopanych dołach lub w piwnicach. W największej takiej na Pączku piwnicy, u gospodarza Wojciecha Włodeckiego, znalazło schronienie 4 rodziny (20osób).
Z Gorzyc natomiast uciekli przed Moskalami prawie wszyscy ludzie. W pośpiechu jechali i szli koło kościoła w kierunku lasu Gorzyckiego, do Grębowa. Wójt gminy Gorzyce Grzegorz Hara nakazywał opuścić wieś, gdyż takie przyszło zarządzenie ze Starostwa z Tarnobrzegu, a następnie także – mówił - jest zarządzenie wojsk austriackich. Natomiast proboszcz tutejszyks. kanonik Jaroń namawiał, a potem wprost błagał, aby ludzie nie uciekali. Straszne to były chwile. Kiedy wozy długim sznurem, wśród płaczu, dojeżdżały pod kościół, ksiądz zastąpił drogę pod plebanią i starał się powstrzymać odjeżdżających. Prosił na miłość wszystkich, aby pozostali w parafii, nikt jednak nie usłuchał. Przykry to był widok, kiedy ksiądz sam jeden ze łzą w oku, pozostał przy kościele. Nawet organista i kościelny go opuścili. Pobożny kanonik postanowił samotnie wytrwać do ostatka na swym posterunku kościelnym. Stwierdzić należy, że Moskale z szacunkiem odnosili się do jego pełnej poświęcenia osoby.-
Wszystkie te tabory cywilne kierowały się w stronę Grębowa i Wydrzy. Niektórzy jechali aż do Machowa. Gorzyce więc zostały pozbawione zupełnie cywilnej ludności. Na wozy zabierano dzieci, żywność bodaj na kilka dni, pościel i wszystko, co przedstawiało jakąś wartość, a dało się zabrać. Za wozami pędzono bydło. Wiele było kłopotu w czasie tej wyprawy, zwłaszcza z dziećmi, młodymi dziewczętami i mężatkami. Wojskowi austriaccy, aczkolwiek kule nad głowami grały, okazywali się bardzo agresywni, wobec tych obywateli podążających bez celu za wojskiem, a zwłaszcza wobec kobiet. Spano przeważnie na wozach, które nierzadko były ostro ostrzeliwane przez nieprzyjaciela. I tak jedni krócej inni dłużej przebywali na tej tułaczce, od 2 dni do 2 tygodni. Wielką pomocą, w czasie tej ucieczki, była znajomość języka niemieckiego. Na ile niewygód, niebezpieczeństw narażeni byli ci tułacze, ile strachu i siły woli kosztowało ich postanowienie powrotu do swoich domostw, gdzie spodziewali się spotkać wojska rosyjskie, tego wyrazić nie sposób. Tymczasem wojska austriackie cofały się wprawdzie, ale powoli.
Kiedy wszystka piechota opuściła Pączek i obsadziła się za plebańską górą i wzdłuż szosy, a we wsi zostały tylko oddziały dragonów i konnej artylerii – ukazały się pierwsze patrole kozackie, od strony Ostrówka. Na wysokości wierzb Włodeckiego wstrzymał je ogień karabinowy. W czasie tej potyczki padł jeden kozak, a koń bez swego jeźdźca popędził za swymi kolegami ku Wrzawom. Niebawem przybyła jeszcze na Pączek kompania piechoty austriackiej i usadowiła się za stodołami Wojciecha Kopyty, Jan Tybana i Wojciecha Włodeckiego. Kiedy linia piechoty rosyjskiej, ciągnąca od Wrzaw, przez pola, w kierunku Pączka, zbliżyła się do tych stodół, owa piechota austriacka, z najeżonymi bagnetami i okrzykiem: „hurra” poszła do ataku na pola Ostrówka. Austriacy odparli jeszcze ostatni raz Moskali aż do Wrzaw lecz tam padło ich kilku od kul moskiewskich; dwóch Austriaków pogrzebano pod oknem u Devilla, kilku na Skrobiszewie i kilku na Niecicy (?). To było ostatnie wstrzymanie nieprzyjaciela. Moskale posyłali za Austriakami grad pocisków artyleryjskich, które gęsto padały wzdłuż wsi, a zwłaszcza wzdłuż dróg i piwnic, czy dołów za stodołami się mieszczących. Teraz zbliżały się już fale mrowia Moskali. Straszna była pierwsza wizyta moskiewska. Najbardziej trwożnie witali ich mieszkańcy piwnic i dołów. W czasie bowiem zajmowania wsi przez Moskali, kto żył, a nie uciekł w kierunku Grębowa, przebywał w piwnicy lub dole. Bardzo rzadko zdarzało się, by chyba jakiś staruszek pozostał uparcie w domu. Starzec taki, wziąwszy różaniec do ręki, wtulił się w kąt pustej chałupy mówiąc lękliwie pacierze – myślał: niech zginę ale w swoim kącie, na swoich śmieciach.
Moskale tymczasem opanowawszy wieś całą, zagospodarowywali się swobodnie w pustych i opuszczonych gospodarstwach, poczuli się panami i gospodarzami, pewnymi siebie. Zbadawszy dokładnie czy nie ma gdzie wódki lub mięsa, poczęli zaglądać do stajen.
Tu padły, pierwszą ofiarą gęsi, kury i kaczki. Kiedy z dołu przyszedł ktoś odważniejszy do domu, by zobaczyć co się tam dzieje, zauważył najpierw opalające się własne gęsi lub kaczki. Wody, w godzinę po opanowaniu wsi przez ten potop szyneli wojsk rosyjskich, we wszystkich niemal studniach zabrakło. Drogi torowano sobie przez płoty, pola, w prostej linii do gościńca. Garnki z mleka stały opróżnione, szafy, naczynia puste, kury, gęsi i kaczki w większości wyrznięte; w piecach palący się ogień i w ogóle życie i panowanie wojska w gospodarstwach domowych kwitło w zupełności. A podejrzliwi, z natury, szukali czy nie ma gdzie jakichś gazet, lub innych piśmideł. Ponieważ w większości sami czytać ni pisać nie umieli, przeto lada świstek druku, czy pisma, rzucał podejrzenie szpiegostwa. Już na Pączku, u Michała Tybana, Kozacy znaleźli kawałek jakiejś gazety czy kantyczki1, to omal nie przebili Tybana bagnetami, za podejrzenie szpiegostwa na rzecz Austriaków.
Nad wszystko spragnieni byli alkoholu, to też gdziekolwiek znaleźli jakąś flaszkę z płynem, mającym zapach lub podobieństwo wódki, natychmiast ją wypróżniali. Np. w domu Józefy Burdza stała w szafie tzw. „francuska wódka”, był to płyn koloru zielonego, kupiony w aptece dla celów leczniczych, do nacierania. Kiedy wpadli do mieszkania, natychmiast ją wypróżnili.
Postępując wojska rosyjskie z Pączku do Gorzyc okopywały się na pastwisku w Pączku. Ponieważ ciągnęli w dwóch liniach, przeto do dziś widać rowy strzeleckie (szańce) na tym pastwisku w dwu liniach. Linie te ciągnęły się wzdłuż całego pastwiska, gdzie dziś widać doły głębokie obok tych linii, to są to albo miejsca karabinów maszynowych, albo też leje granatów eksplodujących w tych miejscach. Zaraz po wojnie została większość tych szańców zrównana przez tutejszą ludność. Osią napierających Moskali była szosa Czekaj – Gorzyce. Tak Moskale opanowali Gorzyce.

Wśród tych Moskali, którzy szli w pierwszej linii za Austriakami było wielu, a raczej bardzo dużo, zwłaszcza wśród szeregowych – Polaków, z zaboru rosyjskiego. I tak np. w artylerii, która zajęła swe stanowisko na Sadowiu w Pączku, a następnie w Gorzycach, był jeden krewny gospodarza z Pączka mianowicie był to mąż siostry Gorczycowej zamieszkałej stale przed wojną za Wisłą. Sam on odwiedził dom Wojciecha Gorczycy i przez to wpłynął wiele na ochłonięcie ze strachu tutejszej ludności. Nieco później przybyli zza Wisły krewni Wojciecha Piotrowskiego, A. Węgla i innych, zwłaszcza z Wrzaw. Tragedia rozbiorowa sprawiła, że krewni oddzieleni od siebie sztuczną zaporą państw porozbiorowych, w przeciągu całej niemal wojny walczyli po stronie przeciwnych, nieprzyjacielskich frontów. Nie rzadkie były wypadki, że spełniając rozkaz władz wyższych rosyjskich czy austriackich Polacy skierowywali do siebie wyloty śmierciodajnych luf karabinowych; nie rzadko zdawało się, że wśród wrzawy wojennej, wśród strasznego ataku na bagnety poznawano w przeciwnikach, na polu walki, swoich braci i krewnych spod drugiego zaboru.

Moskale, postępując krok za krokiem za uciekającymi Austriakami, dotarli do Gorzyc, a następnie skierowali się częściowo w kierunku Trześni, a częściowo do Sokolnik i Grębowa. W Gorzycach wojska rosyjskie nie zastały wiele ludności. Domy stały puste. W czasie tej nieobecności obywateli, wszechwładnie rozpanoszyły się wojska rosyjskie. W kilka dni po przebyciu do swych zagród ujrzeli obywatele, ku niewielkiemu zdziwieniu, pustkę w domach, stajniach i komorach. Ponieważ domy stały otworem, przeto wstęp do nich był wolny, a przynajmniej nie wzbraniany fizycznie przez nikogo.

W ciągu tego ciągłego marszu wojsk rosyjskich napatrzyli się niemało oswajając się z różnego rodzaju gatunkami wojsk napierających. Szły tu nieprzeliczone masy piechoty rosyjskich Kozaków, ba, nawet Kozaków od Czarnego Morza, jazdy syberyjskiej czerkiesów. Wśród tych mas przejeżdżał, szosą od Czekaja, wielki dygnitarz wojskowy, mówili Moskale, że to naczelny Wódz, Wielki Książe Mikołaj Mikołajewicz, car, następca tronu. Widziała go ludność cywilna Pączka i Gorzyc. Jechał w błyskotliwym powozie zaprzężonym w dwie pary koni, wokół niego jechali z brodami Kozacy; jechali przed powozem, z tyłu i po bokach z najeżonymi szablami i pikami. Na nocleg stanął w domu Adama Grzywacza, spał w pokoju, a żołnierz w sieni i telefon. Telefon nie dał spać Mikołajowi Mikołajewiczowi. Co chwilę żołnierz meldował mu coś po rusku. Rano wyszedł Mikołaj Mikołajewicz na drogę, a tysiące wojska rosyjskiego zgromadzonego na drodze i polach obok drogi, na jeden raz krzykało:

„Zdrast Wysoko błacho rodyje”. W czasie tego marszu Moskale pędzili za wojskiem stada wołów i krów. Miejscowego bydła nie zabierano. Gotowano w kotłach, przy drzewie, z płotów miejscowych. Ploty znikły niemal doszczętnie nawet z szop wyciągano drewno.

Wojska rosyjskie, aczkolwiek ludność przyjmowała ich z niesłychaną trwogą i lękiem, to jednak okazało się potem, że ustosunkowali się do ludności cywilnej wcale życzliwie, a przynajmniej w czasie pomyślnych walk z Austriakami. Może najwięcej znały Moskali, z ich wrogiego ustosunkowania się, kury i gęsi. Gdzie tylko się jakaś pokazała to już padła ofiarą szabli. Mówiono, że potem tak ich kury znały, że jak tylko Kozaka zobaczyły momentalnie uciekały.
Nad wszystko Moskale, a zwłaszcza oficerowie lubili dzieci. Ponieważ żywności mieli pod dostatkiem, więc częstowali ludność swoimi produktami. A więc dzieciom dawali cukier, czekoladę, herbatę, suchary. Dzieci, aczkolwiek bały się wojskowych, to jednak za cenę smakołyków zawierały przyjaźń z Moskalami. Pożycie jednak z tymi wojskami nie wywiązało się silniejsze, bo wojska ciągle maszerowały. Spragnieni alkoholu Moskale w Tarnobrzegu, w rafinerii wódek hr. Tarnowskiego, zaspokoili swe pragnienie w zupełności. Strasznie się upili, a władze wojskowe zarządziły wszystką wódkę wylać do rowów, co niebawem uczyniono. Ludność cywilna w rowach łapała w flaszki, wypuszczoną wódkę.

Niesłychanie wrogo byli usposobieni Moskale do Żydów. Nienawiść ich przerodziła się w znęcanie. Żydzi widząc to przeważnie wyemigrowali. Tak np. starszego Żyda Jakoba Lejbę z Sadowia wiązali za brodę do końskiego ogona, przyprowadzili do wody pod młyn w Sadowiu, kozak dosiadłszy konia, pławił go razem z Lejbą w wodzie. Gdziekolwiek złapali Żyda z brodą, przeprowadzali podstrzyżyny. Ucieszyli się wielce na Żydach w Tarnobrzegu, gdzie mordując ich rabowali sklepy i wydawali towary ludności cywilnej.
Równocześnie z rozpoczęciem działań wojennych na tutejszym terytorium rozpoczął się ogólny brak nafty, cukru, zapałek, soli itp. artykułów pierwszej potrzeby. Brak ten później przybrał szersze rozmiary.

Niedługo Moskale cieszyli się zwycięskim marszem na Tarnobrzeg. Oto bowiem w dwa tygodnie po wkroczeniu do tutejszej gminy, czyli w dwa tygodnie po przeprawie przez San, z powrotem za San uciekli.- Czyli Moskale byli pierwszy raz od 15 września 1914 r. do dnia 1 października 1914 r. W dzień św. Michała Moskale, w niesłychanym nieładzie i lęku, uciekli do Sanu.

I znowu Gorzyce i Pączek były w ogniu artyleryjskim. Gęsto padały pociski wzdłuż szosy Gorzyce – Czekaj, a wiele z nich padło we wsi Gorzyce. Austriacy atakowali z za Wisły, a białe ogniste plamki pękających w powietrzu szrapneli, zdawały się pierścieniem ujmować Gorzyce w zdradliwym uścisku. Pojedyncze, początkowo strzały karabinowe przerodziły się w świszczący grzechot śmierciodajnego deszczu. Zbłąkane pociski, w zgryźliwym uśmiechu, przebijały najskrytsze tajniki mienia wiejskiego, a trafiwszy gdzieś na upartą żelazną lub ka- mienną opokę, w jękliwym rzechocie kończyły swe posłannictwo. Przerażone ptactwo cisnęło się trwożliwie pod dachy. Na wsi pusto. Czasami tylko przeraźliwe beczenie bydła zwiasto- wało, że rwący granat rozszarpał bezbronne zwierzę. A czasami z dołu, czy piwnicy dochodziły jęki dzieci, czy matek na widok eksplodującego u wejścia granatu. Kilka sztuk bydła, zamkniętych w stajniach, zostało wówczas zabitych przez pociski artyleryjskie. Ofiar śmiertelnych w cywilnej ludności nie było. Było wiele wypadków, które tylko jakimś dziwnym zrządzeniem losu nie pociągnęły za sobą życia. Oto np. kiedy w Gorzycach wszyscy ludzie schronili się do piwnic, żona Jana Piątka przemęczona nieprzespanymi nocami zasnęła w ciężkim śnie, Wawrzyniec Czerwiński widząc, że brakuje w jego stodole stałej obywatelki tego mieszkania, poszedł po nią do domu. Małe dziecko spało w kołysce. Kiedy tylko Piąt- kowa zabrała dziecko i wyszli na podwórze, wpadł granat do domu, rozbijając w trzaski ową kołyskę i łóżko. Dziwne zrządzenie! Albo, kiedy u Michała Grzywacza wszyscy zebrali się już w dole, syn jego Filip, kiedy ostatni wchodził i kiedy już głowę i część ciała miał w dole, pada granat urywając mu kawałek, w powietrzu jeszcze będącej, nogi.
W tej strasznej kanonadzie, wśród tego grzmotu armat. padł pocisk artyleryjski w dom Marii Kołton urywając zatyłek domu. Inny znowu, padł w nasyp dołu, w którym znajdowały się dwie rodziny (18 osób) u Jana Drzymały. U Mikołaja Warzyckiego, ciężki pocisk artyleryjski uwiązł w piecu. Granat ten przeszył przedtem stodołę Adama Grzywacza, wpadł przez strzechę, zdruzgotał belek nad boiskiem, przeszedł przez ścianę za stodołę i ustał się dopiero w piecu Warzyckiego. Szczęście, że wówczas padał deszcz, dach na stodole był mokry, sto- doła nie zgorzała. Wielce zniszczonym został dom Jana Czerwińskiego. Dachówka na sklepie Adama Grzywacza, zwanego „Bazar”, była zsiekana kulami karabinowymi tak dalece, że potrzeba było całą nową, od strony Wisły, położyć.

Długo po wojnie, granat artyleryjski, który wpadł przez stodołę na żyto Adama Świergula, był postrachem ludzi. Nauczona, bowiem smutnym doświadczeniem ludność, obawiała się potwora. Wiele pocisków artyleryjskich, a zwłaszcza karabinowych (kulki, patrony) wyo- rywano w 1915 r. i później.

Grad pocisków artyleryjskich padał wzdłuż wsi Pączek. Gdy padł pocisk w ogrodzie Zofii Szalka, Jana Szalki, Michała Tybana, wreszcie w bani Tybana - ranionych zostało kilku sołdaków rosyjskich. Na ogół kule omijały samą wieś, padając po obu jej stronach stodół.

Wojska rosyjskie wstrzymując Austriaków, zajmowały częściowo stanowiska na pastwisku w Pączku. Na grobli, wzdłuż pastwiska wykopali sobie szańce, gdzie obsadzili silnie ciężkie karabiny maszynowe. Wszystko to nie pomogło. Wśród tej ucieczki i kanonady zatopiony został ciężki karabin maszynowy w bani Tybana. Ludność, w czasie tej ucieczki, znajdowała się w dołach i piwnicach. Tabory i stada bydła popędzili Moskale, przed ucieczką wojska, za San. Na Sanie wybudowano wówczas kilka mostów pontonowych. Tak dnia 1 października 1914 r. znowu do Sanu zajęły przestrzeń tutejszą wojska austriackie.


Koniec części I


1 Kantyczka (z łac. canticum - monolog, pieśń) – popularna pieśń religijna, będąca jedną z pieśni kolekcji Kan- cjonału. Z czasem określenie "Kantyczki" zastąpiło nazwę Kantycjonał. http://pl.wikipedia.org/wiki/Kantyczka

TŁUMACZ JĘZYKA MIGOWEGO W URZĘDZIE GMINY

Osoby niesłyszące przy załatwianiu administracyjnych spraw mogą skorzystać z pomocy tłumacza migowego.

Wystarczy zgłosić chęć skorzystania z tej usługi 3 dni przed planowaną wizytą w Urzędzie Gminy osobiście lub korzystając z pomocy osoby trzeciej dzwoniąc pod numer (15) 8362 075, a także wysyłając faks pod numer (15) 8362 209 oraz e-maila na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

KALENDARZ WYDARZEŃ

Lipiec 2024
P W Ś C Pt S N
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31

Niniejszy serwis internetowy stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka) o celu ich przechowywania i sposobie zarządzania poniżej.

Jeżeli nie zgadzasz się na taki układ - zmień konfigurację swojej przeglądarki. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

Polityka Prywatności określa warunki dotyczące użytkowania serwisu internetowego przez użytkowników końcowych. Korzystając w dowolny sposób z niniejszego serwisu internetowego użytkownik końcowy akceptuje warunki określone w poniższej Polityce Prywatności.

Ochrona danych osobowych

Dane osobowe mogą być przetwarzane wyłącznie na podstawie informacji przekazanych przez użytkownika serwisu internetowego. Przekazanie informacji obejmujących dane osobowe jest dobrowolne. Do informacji tych należą np. imię i nazwisko, adres e-mail lub numer telefonu. Cel wykorzystania danych osobowych jest określony w nagłówku formularza zamieszczonego w serwisie internetowym. Najczęściej jest to subskrypcja wiadomości z serwisu za pomocą poczty e-mail lub krótkich wiadomości tekstowych SMS albo dostęp do wybranych podstron serwisu dla zalogowanych użytkowników. Dane osobowe nie są zbierane automatycznie.

Pliki cookies

Pliki cookies (w dosłownym tłumaczeniu z j. angielskiego: ciasteczka) są to małe pliki tekstowe, przesyłane do urządzenia użytkownika końcowego podczas odwiedzania przez niego serwisu internetowego. Pliki cookies zawierają m.in. adres strony internetowej z której pochodzą, ustawienia dokonane przez użytkownika serwisu dotyczące układu strony, rozmiaru tekstu, kolorów, wersji kontrastowej, dane wpisywane do formularzy oraz wartość, którą jest zazwyczaj automatycznie wygenerowana unikalna liczba. Mechanizm cookies nie pobiera jakichkolwiek danych osobowych ani żadnych informacji poufnych z urządzenia użytkownika końcowego.

Korzystając z serwisu internetowego użytkownik końcowy wyraża zgodę na wykorzystywanie plików cookies.

Użytkownik końcowy ma możliwość korzystania z serwisu internetowego bez wykorzystywania plików cookies, ale oznacza to, że niektóre funkcje serwisu nie będą działać poprawnie. Użytkownik końcowy może samodzielnie i w każdym czasie zmienić ustawienia dotyczące plików cookies, jak również może usunąć pliki cookies korzystając z dostępnych funkcji w przeglądarce internetowej, której używa. W przypadku nie wyrażenia zgody na korzystanie z plików cookies, użytkownik końcowy winien zaznaczyć w ustawieniach przeglądarki opcję odrzucania plików cookies lub sygnalizowania ich przesłania.

Niniejszy serwis internetowy może stosować następujące pliki cookies:

$1a.     pliki uwierzytelniające - wykorzystywane do usług wymagających uwierzytelniania użytkownika końcowego w serwisie internetowym oraz do wykrywania nadużyć w zakresie uwierzytelniania w ramach serwisu;

$1b.     pliki statystyczne - wykorzystywane do zbierania informacji o sposobie korzystania użytkownika końcowego z serwisu internetowego;

$1c.     pliki funkcjonalne - wykorzystywane do zapamiętania wybranych przez użytkownika końcowego ustawień i personalizację interfejsu użytkownika, np. w zakresie wybranego języka, rozmiaru czcionki, wyglądu strony internetowej, itp.

W celu zarządzania ustawieniami plików cookies wybierz z listy oficjalnych stron internetowych producentów najczęściej używanych przeglądarek internetowych aplikację, której używasz i postępuj zgodnie z instrukcjami producenta:

Urządzenia mobilne:

Narzędzia i treść z innych firm

Niniejszy serwis internetowy może zawierać przyciski, narzędzia lub treści kierujące do usług innych firm, m.in. Facebook (przycisk „Lubię to”), Google (Google Maps, Google Analitycs, Google Translate), Youtube (filmy), IVONA Software (webreader), Stat24 (statystyki), Payu (płatności elektroniczne). Korzystanie z aplikacji innych firm może powodować przesyłanie informacji do urządzenia użytkownika końcowego przez zewnętrzny podmiot. Informacji na temat wykorzystania plików cookies przez zewnętrzne aplikacje należy szukać w polityce prywatności danego podmiotu.

Prawa autorskie

Zawartość serwisu internetowego (teksty, grafiki, muzyka, filmy) oraz wszystkie jej fragmenty a także mechanizmy i oprogramowanie używane w serwisie internetowym są objęte ochroną, wynikającą z przepisów polskiego i międzynarodowego prawa autorskiego.

Zgodnie z przepisami prawa autorskiego oraz przepisami o ochronie baz danych, użytkownik końcowy otrzymuje niewyłączną, ograniczoną licencję na korzystanie z serwisu wyłącznie w celach prywatnych, bez możliwości samodzielnego pobierania lub zapisywania stron oraz dokonywania ich modyfikacji.

Użytkownik końcowy serwisu internetowego, bez zgody właściciela serwisu nie posiada prawa do odsprzedaży lub wykorzystania w celach komercyjnych serwisu internetowego i jego zawartości.

Właściciel serwisu internetowego udziela ograniczonego, odwoływalnego, niewyłącznego prawa do tworzenia linku do serwisu internetowego, o ile nie przedstawia on właściciela serwisu w sposób fałszywy, mylący i niezgodny z prawdą.

Wykorzystanie niniejszego serwisu internetowego w sposób, który naruszałby w/w warunki albo wszelkie obowiązujące prawa lub przepisy, a także w sposób, który powoduje albo może spowodować uszkodzenie serwisu internetowego, przerwę lub zakłócenia w pracy jest zabronione.