Polish Czech English French German Russian Slovak Spanish Ukrainian
www. gminagorzyce.pl   telefon: 48 15 8362075

GMINA GORZYCE

Samorządowy Portal Internetowy

techniczny ogrod

parafia1

Lucyna Łysiak-Kosowska

Fragmenty książki pt.: Parafia Trześń i okolice podczas wojen światowych, Gorzyce 2007, s.25-47.

Wielki konflikt światowy, rozpoczęty 1 sierpnia 1914 roku, szybko objął interesujące nas tereny, a to ze względu na położenie geograficzne oraz podporządkowanie administracyjne państwom zaborczym. Ziemie północno- zachodniej Galicji, w tym powiat tarnobrzeski (w skład którego wchodziła parafia Trześń) graniczyły z wrogą Austro-Węgrom Rosją.

Granica między  zaborem rosyjskim a austro-węgierskim przebiegała wzdłuż rzeki Wisły[1]. Toczyły się tu walki pozycyjne (głównie o mosty na rzekach) powodujące ogromne zniszczenia. Mieszkańcy, którzy wiedli spokojny żywot, (jak wspomina Józef Mądry, mieszkaniec Trześni, wówczas 12 letni chłopiec: „...Poznawałem świat i rosłem zdrowo (...) uczęszczałem do szkoły oddalonej ok. 2 kilometry. W jednej klasie uczyło się 40 dzieci. Uczył kierownik szkoły i jego żona, nazwiska ich Łukaszkiewicze, bardzo dobrzy ludzie. Uczyli nie tylko czytać, pisać, lecz i śpiewu, ogrodnictwa, a bardzo dużo patriotyzmu wpajali w młode umysły, który pozostał na całe życie. Pod zaborem austriackim w szkołach obowiązywała kara cielesna, lecz nasi wychowawcy mało używali trzciny.  W niedzielę każdą,  czy święto wszyscy  uczniowie zbierali się na dziedzińcu szkolnym i parami z nauczycielami szli do kościoła na Mszę świętą. Było bardzo uroczyście. Religia odbywała się w każdym tygodniu w sali szkolnej. Kościół mieliśmy w naszej wiosce duży, ładny i przez parafian uczęszczany...”)[2] zostali szybko wplątani w konflikt, stając się jego ofiarami.

Przez tutejsze wioski i miasteczka dziewięciokrotnie przesuwały się walczące wojska, dokonując zupełnego zniszczenia[3]. Areną walk stały się powiaty: tarnobrzeski,

kolbuszowski, niżański i mielecki. Setki tysięcy Polaków wcielonych do zaborczych armii, zmuszano do bratobójczej walki w interesie wrogich nam państw. Powstała paradoksalna sytuacja, polegająca na tym, że polscy księża w Galicji oraz w zaborze rosyjskim z nakazu zaborcy modlili się o zwycięstwo „naszych” wojsk[4].

Ksiądz Dominik Zarytkiewicz, obejmując probostwo w parafii Trześń, postanowił dokonać kilku zmian i modernizacji, głównie na rzecz obiektów gospodarczych i świątyni. Planował wyremontować kościół, wstawić nowe okna, ponieważ istniejące już nie spełniały wymogów estetycznych i funkcjonalnych. Przede wszystkim były za małe do wielkości budynku oraz źle zamontowane. Podczas deszczów spływająca woda dostawała się do wnętrza budynku, pozostawiając na ścianach brudne ślady strug. Realizację planów rozpoczął już w październiku 1913 od budowy nowej plebanii. Wstępny kosztorys opiewał na kwotę 340 300 koron[5]. Również w październiku 1913 r. poddał modernizacji kaplicę św. Aniołów Stróżów, znajdującą się w południowym skrzydle kościoła. Została ona podzielona na dwie części. W jednej z nich urządzono zakrystię, niezbędną do przechowywania naczyń liturgicznych oraz sprzętu kościelnego, druga zaś pozostała jako kaplica. Koszt remontów wynosił 150 koron. Zakupiono także dwie kapy służące do nakrywania ołtarza: zieloną oraz białą. Zakupu dokonano 15 maja 1914 r. w Towarzystwie Liturgicznym w Krośnie; cena jednej sztuki wynosiła 230 koron[6].

Dnia 28 VII. 1914 r. budynek plebani był już gotowy, oszklony i otynkowany. Do kompletnego wykończenia brakowało tylko podłóg. Niestety, pod tą samą datą, w kronice ks. Zarytkiewicza widnieje także inny zapis: „...zamordowano następcę tronu austriackiego i jego żonę w Sarajewie”[7].

Zamachu na austriackiego następcę tronu, arcyksięcia Franciszka Ferdynanda dokonał student serbski G. Principa w czerwcu 1914r. Wydarzenie to zapoczątkowało konflikt państw europejskich, który następnie przerodził się w wielką wojnę światową. Brały w niej udział dwa, przeciwstawne sobie bloki wojskowo-polityczne: blok państw centralnych i państw Ententy. Blok państw centralnych tworzyły następujące kraje: Monarchia Austro-Węgierska, która dnia 28 VII 1914 r. wypowiedział wojnę Serbii, od 1 VIII tego roku Cesarstwo Niemieckie, a nieco później Turcja (2 VIII) i Bułgaria (11 X.1915r) Do przeciwnego obozu, państw Ententy, które przystąpiły do wojny należały: Serbia, Cesarstwo Rosyjskie, Francja, Wielka Brytania, Czarnogóra, Belgia i Japonia (1914), a następnie Włochy (1915), Portugalia, Rumunia (1916), Stany Zjednoczone (1917) i inne państwa, które ograniczyły się do wypowiedzenia wojny państwom centralnym, ale udziału zbrojnego w wojnie nie wzięły. Uczestniczyły w niej 32 państwa i ok.1,5 mld ludności[8].

Mieszkańcy parafii Trześń, a więc Galicji służyli w armii austriackiej, która w swym zróżnicowaniu etnicznym, odzwierciedlała wielonarodowy charakter państwa. Na 100 żołnierzy przypadało 25 Niemców, 23 Węgrów, 13 Czechów, 9 Serbów i Chorwatów, po 8 Polaków i Ukraińców, 7 Rumunów, 4 Słowaków i Włoch. Korpus oficerski w ponad 75 proc. tworzyli Niemcy i Węgrzy. Oficjalnym językiem armii był niemiecki[9].

Mimo tak wielkiego zróżnicowania narodowego, morale żołnierzy c.k. było wysokie, szczególnie na początku konfliktu, który miał okazać się ostatnia wojną Austro-Węgier. Zwycięstwo w, jak powszechnie sądzono, krótkiej wojnie miało potwierdzić status wielkiego mocarstwa monarchii naddunajskiej i przyczynić się do zażegnania sporów narodowych.

28 sierpnia ogłoszono powszechną mobilizację. Objęła ona wszystkich mężczyzn od 18 do 42 roku życia. Każdy wojskowy, przebywający na urlopie czy też rezerwista, dostał nakaz stawienia się w przeciągu 24 godzin w swoim regimencie. Już w nocy 28 sierpnia, poprzez specjalnych wysłanników, starostwo tarnobrzeskie rozesłało rozkaz do wszystkich gmin w powiecie. Dalsza powinność należała do wójtów i sołtysów poszczególnych miejscowości. W społeczeństwie powstał wielki zamęt. Pociągi zwoziły żołnierzy do miejsc zbiorowych, gdzie czekali na nich duchowni udzielający posługi duszpasterskiej. Wychodzący na front mężczyźni chętnie korzystali ze spowiedzi i komunii świętej. Nazajutrz wyruszali by walczyć z wrogiem, a wielu już nie wróciło.

U boku wielotysięcznej armii austriacko-węgierskiej szeregi Legionów Polskich zasilali również mieszkańcy parafii trześniowskiej, a wśród nich: Stanisław Miklowski, syn Pawła i Walerii (ppor. ur.1895r.) z Nadbrzezia[10]. W służbie legionowej przeszedł cały szlak bojowy Władysław Jurgowski (ur.1886rr.) również z Nadbrzezia oraz Wincenty Tinc (ur.1893) wyrobnik; z Trześni: Jan Guźla, Józef Szczypień (ur.1891) pisarz - II Brygada Legionów Polskich, blacharz; Michał Kuraś, Władysław Sołtys (służył 7 lat w wojsku austriackim). Michał Ciba- gorący patriota, wierzący w odbudowę wolnej Polski, wyruszył na własnym koniu do Legionów, dosłużył się stopnia sierżanta i zginął na polu walki nie doczekawszy się dnia zwycięstwa[11].

Mieszkańcy Trześni w armii austro-węgierskiej (lata 1904-1906)

Oprócz żołnierzy powołanych urzędowo przez władze austriackie, gromadzili się równocześnie małoletni ochotnicy. Najczęściej odbywało się to bez zgody rodziców. I tak ze wsi i miasteczek powiatu tarnobrzeskiego uzbierało się ok.120 chłopców w wieku od 14 do 18 roku życia, którzy zasilili szeregi Legionów. Wśród ochotników najwięcej było młodzieży rzemieślniczej i szkolnej, między innymi mieszkańcy Trześni Jan Rzeszowiak, Franciszek Stańkowski (ur.1898r) uczeń gimnazjum, Stanisław Jęczalik (1898-1921) z Nadbrzezia syn Władysława i Zofii z Broszkiewiczów. Był żołnierzem 11 kompanii 2 pułku piechoty. Wziął udział we wszystkich walkach Legionów<a " href="#_edn12">[12].

1

Powszechny lament i rozpacz matek, które nie chciały akceptować decyzji swoich synów, usprawiedliwiał fakt, że robią to dla dobra Ojczyzny. Według prostego planu Legioniści walczący u boku wojsk austriackich mieli pokonać Rosjan. Klęska Moskali miała być podstawą do odbudowania suwerennego państwa polskiego. Chociaż w owym czasie świadomość narodowa społeczeństwa wiejskiego, nie była jeszcze w pełni ukształtowana, jednak w niektórych warstwach, bardziej oświeconych, zaczął się budzić duch patriotyzmu. Przy tej okazji warto przytoczyć wiersz autorstwa Wiktorii Gamoń, która przed wojną pracowała u rodziny Tarnowskich w Dzikowie jako opiekunka dzieci.  Pracę tę podjęła po  ukończeniu szkoły Powszechnej w Trześni. Dzięki protekcji kuzyna oraz po zdaniu odpowiedniego egzaminu przed panią hrabiną otrzymała posadę  na zamku dzikowskim. Przepracowała tam 4 lata, poszerzając równocześnie umiejętność posługiwania się językiem niemieckim. Najprzyjemniej jednak wspomina chwile spędzone w bibliotece oraz jej bibliotekarza, intelektualistę i przewodnika myśli duchowej Michała Marczaka. Już w 1911 roku (11 sierpnia), jako 21 letnia dziewczyna tak pisała:2

Nie zginęła nam Ojczyzna I zginąć nie może

Jęczy, cierpi z dziećmi swym Lecz wyroki Boże,

Przez cierpienia i niewolę Doświadczyć nas chciały Jako dowód swej miłości Kajdany zesłały

Nie zginęła i nie zginie Bo krew bohaterów

Błaga za nią dniem i nocą. A więzienne mury-

Każdy kamień wznosi skargę Przed tron Najwyższego,

Że i on był świadkiem tortur Polaka biednego

Nie zginęła, bo ją wspiera Krwią pisane hasło Napisane w strasznej chwili Gdy już życie gasło

Bóg do ciebie woła duszo Gdy zapłacze ziemia Kostniejąca ręka kreśli

„Jeszcze nie zginęła”

Nie zginęła mruczą lasy Szumi Wisła sobie

Chociaż wrogi pragną gwałtem Ułożyć ją w grobie

Jedno jeszcze-

Siły iskra, krwią podtrzymywana Krwią i barwą ludu-

Siła to niepokonana! Nie zginęła!

Żyje w sercach i pojęciach ludu Ten lud, przy bożej pomocy

On dokaże cudu! Zerwie pęta Zrzuci hańbę

Przydepce niewolę

Znowu zrosi po raz czwarty Krwią męczeńską -rolę

Wiktoria Gamoń autorka wiersza

Pod koniec lipca i na początku sierpnia 1914r. w parafii panował jeszcze względny spokój. Docierały tu jedynie biuletyny z wiadomościami o starciach na granicy. Dopiero 10 sierpnia, w dzień św. Wawrzyńca, mieszkańcy Trześni dostrzegli pożary oraz dym po drugiej stronie Sanu. W tym czasie odbywał się odpust we Wrzawach. Jak co roku miejscowa ludność oraz parafianie z okolicznych wsi, tłumnie uczestniczyli we mszy świętej. Kiedy podczas sumy na wolnym powietrzu wysłuchiwano kazania, usłyszano silną strzelaninę za Sanem[13]. We wsi Chwałowice doszło do pierwszych potyczek wojska austriackiego z rosyjskim. Walki trwały na przestrzeni kilku dni od 9 do 13 września. Okolica ta była w bezpośredniej strefie działania, ze względu na pas graniczny łączący dwa zabory: Wieś Chwałowice (Nowa Wieś) została zaatakowana przez Kozaków. Opór stawiała im wzmocniona straż graniczna, celnicy oraz oddział pospolitego ruszenia. W zamieszkach  tych zostało rannych dwóch żołnierzy austriackich, natomiast jeden żołnierz rosyjski prawdopodobnie poniósł śmierć[14]. Ranni zostali przewiezieni  pociągiem  z Rozwadowa do szpitala w Tarnobrzegu.

Rozpoczęła się paniczna ucieczka ludności przed zbliżającymi się patrolami kozackimi. Szczególnie narażeni na niebezpieczeństwa wojenne byli mieszkańcy Zasania. Tam już w pierwszych dniach sierpnia zarządzono ewakuację. Ogłosił to mieszkańcom Czekaja żołnierz austriackiej straży granicznej, który w wielkim pośpiechu przybył na koniu, zatrzymał się obok promu i nakazał ludności cywilnej, aby opuszczała swoje zagrody i kierowała się za San. W pośpiechu ładowano na fury dobytek oraz żywność. Kto nie posiadał zaprzęgu, ten brał na plecy tobołek wypełniony podstawowym prowiantem, dzieci za rękę i wszyscy uciekali do Wrzaw, aby uniknąć spotkania Moskali. Alarm okazał się jednak fałszywy.

W tym czasie Rosjanie nie mieli jeszcze rezerw wojskowych na interesujących nas terenach.

Przemarsz wojsk austriackich za San

W drugim i trzecim dniu (po odpuście na św. Wawrzyńca) przesuwały się od strony Gorzyc, przez Pączek i Wrzawy, do Sanu zwiększone oddziały wojsk austriackich. Wojska te, mostem pontonowym przeprawiły się na drugi brzeg Sanu, a następnie skierowały w stronę Lublina[15].

Pojawienie się pierwszych oddziałów wojskowych, wywarło w społeczeństwie ogromne wrażenie, co spowodowało, że obrazy te utkwiły mocno w ich pamięci. Józef Mądry, mieszkaniec Trześni miał wówczas 12 lat. W „Moich wspomnieniach” z 1980 roku tak opisuje to wydarzenie:”...było to podczas żniw o ile dobrze pamiętam 14 sierpnia. Stogi zboża stały na polach, a pod stogami wojska austriackie odpoczywały po długich marszach. Szosa od Tarnobrzega była zapełniona wojskiem i taborami, armatami i różnym sprzętem wojskowym. Szły nieprzerwanie dniami i nocami masy wojska w nowych mundurach, aż radość brała (...) patrzeć na piękne konie, na ułanów, na huzarów w prześlicznych mundurach”[16]. Były to wojska należące do korpusu krakowskiego, złożone przeważnie z Polaków, w mniejszej części z Czechów i Niemców[17] . Jednak główny przemarsz wojsk należących do korpusu krakowskiego, nastąpił między 20 a 21 sierpnia. Przeszły pułki: cieszyński, bialski, bocheński, krakowski, sądecki i inne. Przechodziły orkiestry należące do tych pułków, a także konnica, baterie kanonierskie, oddziały: pionierskie, sanitariuszy i kuchnie polowe. Na końcu zaś ciągnęły samochody i olbrzymia ilość podwodów chłopskich. Wszystko zmierzało drogą, ku północy za San na Kraśnik i Lublin. Wojska te drogę do Tarnowa przebyły koleją, stamtąd maszerowały robiąc 3-4 mile dziennie. Żołnierze, mimo że dźwigali ciężki ekwipunek ważący ok. 35-40 kg, szli dziarsko, ze śpiewem, rzucali w przechodzie przyglądającej się publiczności żartobliwe pytania:” Jak daleko Warszawa, Petersburg” albo „Czy Moskal jeszcze nie uciekł?”[18].

Dla armii, która została skierowana na główną linię frontu w okolice Lublina, zmagazynowano olbrzymie zapasy żywności i amunicji

w Nadbrzeziu oraz Rozwadowie. Pracowało tam około 1000 osób, zatrudnionych w specjalnych oddziałach robotniczych.

Całej wyprawie wojennej towarzyszyła piękna sierpniowa pogoda, gdyż lato tego roku było wyjątkowo upalne. Rzesze ludzi wylegały na ulice,  aby  podziwiać przemarsz wojsk. Istniało ogólne przekonanie, że wobec tak zmechanizowanej armii przeciwnik nie ma szans, a wojna nie potrwa długo. Pozytywnie o zwycięstwie myśleli również żołnierze. Lecz byli i tacy, którzy wątpili (bądź też realnie oceniali sytuację), mówiąc: ”My dobrze przyładowani, ale oni na nas pewnie jeszcze lepiej”[19]. Nie mylili się.

Już w drugiej połowie sierpnia, mieszkańcy Trześni usłyszeli odgłosy walk i kanonady armatniej za Sanem, zaś na dalszych terenach Lubelszczyzny (Kraśnik, Lublin) wojska austriackie staczały krwawe walki, ustępując pola Rosjanom. Zmagali się tam z trudnościami natury atmosferycznej (błotniste i nieprzejezdne drogi) oraz militarnej-okazało się, że nieprzyjaciel był bardzo dobrze przygotowany do walki.

Wprawdzie 23 sierpnia w bitwie pod Kraśnikiem zwycięstwo odniosła armia austriacka, jednak już pod Lublinem nie mogła przełamać oporu Rosjan, wskutek czego musiała się wycofać. W rejonie Zemborzyc Rosjanie  zorganizowali kontruderzenie. Dowództwo austriackie wprowadzało do walki ciągle nowe oddziały, a w chwili determinacji zdecydowało się na doborowe jednostki węgierskich hodwedów, uważanych za filar tego wojska. Według wspomnień Wojciecha Bednarowskiego, żołnierza c.k. armii, toczył się zaciekły bój o każdy zakątek .Linią dzielącą pozycje przeciwników stała się wiejska droga. Atakowano bezpośrednio granatami ręcznymi (handgranatami), dochodziło również do walk wręcz[20]. Wojska carskie za wszelką cenę broniły stacji kolejowej, głównego punktu komunikacyjnego w tym rejonie,  którędy transportowano posiłki z głębi imperium. Tą właśnie drogą dostarczone zostały ogromne ilości kawalerii, kozaków i piesze oddziały , które zdecydowały o zwycięstwie. Rosjanie przełamali pochód wojsk układu centralnego i przeszli do natarcia. Duża ilość żołnierzy armii cesarskiej dostała się do niewoli, pozostali wycofali się. Odwrót ten był jednak starannie ukrywany przez naczelne dowództwo, zaś media podawały nieprawdziwe wiadomości, mówiąc o sukcesach Austriaków.

Do wielu starć i potyczek doszło również na terenach oddalonych od głównego pola bitwy. Rezultat był różny.

W walce toczącej się w widłach Wisły i Sanu zostało rannych kilkunastu żołnierzy. Mimo udzielonej pomocy zmarli, po przewiezieniu do szpitala wojskowego w Nadbrzeziu:

Franciszek Nowak ur. w Bodzowie(?) lat 28, infanterzysta[21], ranny w nogę, zm. 27.VIII.1914 r.

Wojciech Kuśmierz l.38, landszturmista[22], ranny w głowę, zm. 31.VIII.1914 r.

Zawadka, moskiewski żołnierz prawosławny, niewiadomego pochodzenia – ranny w głowę ,zm. 31.VIII.1914 r. N.N. prawosławny moskiewski żołnierz niewiadomego pochodzenia, ranny w głowę, zm. 31.VIII.1914 r.

Ferdynand Bartoś, landszturmista ur. w Sutajowita (?) (Czechy), l.35, postrzelony w kręgosłup,zm.1.IX.1914 r. w szpitalu w Nadbrzeziu,

Ferdynand Pretsch  l.40 landszturmista, ur. w Morawit (?) przy Opawie, zm. w Nadbrzeziu 2.IX.1914 r. z powodu ran otrzymanych w głowę,

Józef Pychik landszturmista, Miles Regiment 16, zm. wskutek odniesionych ran.

Alonzo Subside bonier landszturmista, Regiment 32. 4 Kompanii ur. w Zakorowitrz (?) przy M. Brody

Jan Koller żołnierz regimentu Nr 91.8 Kompanii, ur. w Budziejowicach,

Sprengal, wachmistrz 12 Regiment Dragonów,

Horsky - leutnant[23], dyrektor kancelarii wojskowej w Chrudim (Czechy),

Basyli, kapitan żołnierz 5 Regimentu Huzarów z Rosji[24].

Wymienieni żołnierze zostali pochowani na cmentarzu w Trześni we wspólnej mogile, która znajduje się w rogu nekropolii, od strony Sokolnik.

Odwrót

Od dnia 29 sierpnia wojska austriackie zaczęły wycofywać się spod Lublina, nękani przy tym różnymi potyczkami. Wschodnia Galicja z miastem Lwowem, aż po Sambor włącznie, dostała się w ręce rosyjskie, zaś w pierwszych dniach września do mieszkańców parafii Trześń, dotarły wiadomości o porażkach wojska austriackiego pod Józefowem i za Sandomierzem.

W dniach od  9 do 12 września trwała bitwa pod Sandomierzem. Rosjanie zbliżyli się do miasta od strony północnej, wypierając stamtąd Austriaków. Zagrożona ludność z prawostronnej części Wisły: Nadbrzezia, Ostrówka i Zarzekowic opuszczała w pośpiechu domy i uciekała do Sokolnik, a następnie w kierunku Grębowa. Ich rodzinne strony  były już pod ostrzałem.  Na wzgórkach Sandomierza i w pobliżu Wielowsi Austriacy ustawili swoje armaty, które chwilowo wstrzymywały natarcie Moskali. Jednak ci dysponowali potężna siłą ludzką, trudną do zwalczenia. Posuwali się do przodu i stopniowo wypierali wojska austriackie z Sandomierza[25]. Wybuchające pociski armatnie, wzniecały pożary w różnych miejscach okolicy. Rosjanie ostrzeliwali głównie miasto, następnie most na rzece Wiśle oraz składy żywności i amunicji w Nadbrzeziu. Chociaż kule nie wyrządzały większej szkody, wszczął się popłoch między robotnikami zatrudnionymi w magazynach. Uciekali oni w kierunku Tarnobrzega, szerząc wokół strach i panikę[26] .

12 września, w sobotę, żołnierze austriaccy zaczęli opuszczać miasto. Dla mieszkańców parafii trześniowskiej był to dzień bardzo smutny. Ludność galicyjska traktowała armię Cesarza Franciszka Józefa jako „naszą”. Każda porażka tych wojsk, była ciężko przeżywana, zaś sukcesy, mocno gloryfikowano. Ponad 100 letnia niewola odbiła piętno na polskości, głównie zaś w warstwach najbiedniejszych, nieświadomych swojej narodowości. Jedyną nadzieją było pojawienie się oddziałów rezerwy węgierskiej, które powtórnie wkroczyły do Sandomierza.

W ciągu następnych dni i nocy trwały nieustanne walki. Nocą pożary oświetlały okoliczne tereny. Przez całą niedzielę 13 września huczały wojskowe armaty. Ostrzeliwania trwały aż do pamiętnego poniedziałku 14 września. W tym dniu, po bitwie na bagnety, Austriacy opuścili Sandomierz. Pozostali jeszcze mieszkańcy Nadbrzezia, Ostrówka, Zarzekowic i Trześni w panicznym popłochu uciekli z wojskiem austriackim w stronę Sokolnik, Furmanów i Grębowa, zostawiając dobytek i nieruchomości na łasce losu. Wieść o barbarzyństwie i okrucieństwie Moskali, napawała tutejszą ludność niebywałą trwogą. Mówiono (każda wieść w takiej sytuacji roznosi się bardzo szybko), że Kozacy mordują wszystkich[27]. Wśród ewakuujących się była wielodzietna rodzinna Rzeszowiaków z Trześni. Wybrała najbliższą drogę ucieczki przez Zabrody do Furman . Załadowali na wóz swój dobytek: trzodę chlewną, drób: kury, kaczki, gęsi, zapasy  żywności: mąkę, ziemniaki oraz odzież i pościel. Zamieszkali tymczasowo u kuzynów w Furmanach, gdzie przeczekali najbardziej niebezpieczne dni. Najstarsi synowie: Walenty i Jan poszli na wojnę. Jan wstąpił na ochotnika, nie mając jeszcze wieku poborowego. Walenty Rzeszowiak, w stopniu kaprala walczył w bitwie pod Józefowem[28]. Wieść, że Rosjanie jeszcze tego dnia będą w Trześni, przygnębiła wszystkich. Na plebani wraz z ks. proboszczem Zarytkiewiczem, zostali ks. Michalski katecheta z Drohobycza i ks.Antoni Chodyński, proboszcz z Wilkowa w guberni lubelskiej, który, będąc w przejeździe z Kahlsbadu do domu zmuszony był przerwać swoją podróż. Ci mieszkańcy parafii, którzy postanowili zostać, ryzykowali utratę życia i zdrowia, ponieważ trwała nieustanna kanonada. Chowali się więc do prowizorycznie przygotowanych schronów, czyli piwnic i różnego rodzaju dołów. Moskiewskie działa, ustawione w Górach Pieprzowych, ostrzeliwały żołnierzy austriackich i cywilów, uciekających drogą i polami w stronę Sokolnik i Grębowa. Księża ze służbą schronili się w nowej plebani, licząc, że strzały z armat nie dosięgną tego budynku. Bardziej narażony na zniszczenie był kościół aniżeli plebania. Jednak w czasie walki kule padały dość gęsto, w odległości ok. 100 metrów od nowej plebanii. Podczas tej strzelaniny w okolicach kościoła został ranny jeden żołnierz J.Bielewicz, który wskutek odniesionych ran zmarł w nocy. Wieczorem strzały zaczęły słabnąć, po czym ucichły.

W nocy 14 września Austriacy całkowicie wycofali się. Wraz z nimi poszedł ks.

Krysa, który otrzymał skierowanie do pracy duszpasterskiej w Pantalonicach.

Tej nocy mieszkańcy parafii nie zaznali spokojnego snu. Kładli się do łóżka z trwogą na myśl, że w następnym dniu spotkają się z Rosjanami. Obawę tę potęgowały opowieści krążące wśród społeczeństwa o okrutnym traktowaniu ludności przez te wojska na zdobytych terenach. Dlatego też, ks.Zarytkiewicz zanotował:”Ze ściśniętym sercem poszliśmy spać z myślą, że dnia 15 IX tj. we wtorek, zobaczymy Rosjan”[29].

Rosjanie w parafii

Niestety, obawy się sprawdziły. Już rankiem tego dnia mieszkańcy Trześni zobaczyli grupki Kozaków, patrolujących tereny wokół kościoła. Niezapomniane przeżycie sprawił widok żołnierzy z długimi lancami i w wysokich czapach, znanych wyłącznie z krwawych opowieści. Po paru godzinach dołączyły do nich pozostałe jednostki, w dużej ilości oddziały kawalerii, piechoty oraz sprzęt bojowy. Jednak, mimo wielkich obaw, żołnierze rosyjscy odnosili się na ogół życzliwie do mieszkańców okupowanych wiosek. Ponieważ żywności mieli jeszcze pod dostatkiem, częstowali ludność swoimi produktami. Rozdawano nawet dzieciom słodycze. Zatem Rosjanie okazali się lepsi od Austriaków, a zwłaszcza Węgrów. Wśród Rosjan najgorszymi byli Czerkiesi. Nosili oni futrzane, wysokie czapy, buty z cholewami, ostrogi, nahajkę, a przy tym wszyscy posiadali brody. Kozacy byli bardziej dobroduszni. Wiele szczerości, dobrego serca było u zwykłych Moskali, głównie zaś u Polaków spod zaboru austriackiego[30]. Jednak nie wszystkich traktowali życzliwie. Na dobroduszność nie mogli liczyć kupcy żydowscy, którym dewastowano mienie, rozbijano sklepy, wyrzucano towar na ulice lub sprzedawano po bardzo niskiej cenie. Niestety, sąsiedzi- Polacy biernie przyglądali się temu procederowi lub też brali w nim czynny udział[31].

Rosjanie stacjonowali w Trześni trzy tygodnie do 5 października 1914r. Podczas ich pobytu nie dochodziło do drastycznych wypadków, ale swą obecnością i zachowaniem utrudniali życie okolicznym mieszkańcom. Rozlokowali się nie tylko na plebani, ale również we wsi. Kuchnia plebani została zajęta dla wojska rosyjskiego, a cały budynek przeznaczono na kwaterę wyższych urzędników wojskowych: pułkowników i generałów. Z powodu dużej liczby ludzi, oraz mnogości sprzętu (koni, wozów) panował ogólny chaos. Warunki takie sprzyjały rabunkom i niekontrolowanym zachowaniom. Okradano domy, szczególnie te, w których nie było właścicieli. Niszczono płoty, rozmontowano i wyrywano sztachety na opał . Poza tym zużyto zapasy słomy, siana,  owsa oraz drewna,  rujnując w ten  sposób chłopskie zagrody. ”Snop na łoszad” czyli po jednym snopie na konia, taki przydział stosowali sołdaci, rządząc się cudzym mieniem. Znacznej dewastacji uległa część ogrodzenia kościelnego, od gościńca poza cmentarz. W samym zaś gospodarstwie zostały wyrządzone szkody głownie wśród inwentarza żywego. Żołnierze rosyjscy spożytkowali drób i kilka sztuk trzody chlewnej, płacąc za nie symboliczną kwotę. Plebanie w okolicznych parafiach np. w Gorzycach czy Wrzawach również zajęte były przez żołnierzy moskiewskich, których zachowanie nie odbiegało, od ogólnie stosowanej normy. Główne nasilenie niszczycielskie przejawiało się w chwili, gdy Rosjanie szykowali się do odwrotu z Galicji.  Towarzyszyło im przy tym wyraźne zdenerwowanie.

Wzmożony ruch wśród żołnierzy rosyjskich dał się zauważyć już na początku października  1914r.  roku.  Wycofywali  się  w  pośpiechu  z  Sandomierza  w  stronę Gorzyc. Tysiące wozów, konnica i piechota – szły polami i bezdrożami. Wieczorem mieszkańcy Trześni dowiedzieli się, że powodem tak nagłego zwrotu wojsk carskich, była druzgocąca porażka w bitwie pod Opatowem. Równocześnie z Sandomierza i okolic ewakuowały się tłumy ludności, które uciekały przed bombardowaniem miasta. Za tymczasowe schronienie posłużyły im tereny parafii trześniowskiej.

W nocy z 5 na 6 października rozegrała się decydująca walka o historyczne wzgórze. Od godziny 1:30 do 2:30 trwała nieustanna kanonada armatnia, wzmacniana przez karabiny maszynowe. Atakowały wojska austriackie wspomagane oddziałami pruskimi. Rosjanie za wszelką cenę usiłowali odeprzeć natarcie i utrzymać swoje pozycje. Jednak ponieśli klęskę. Opuścili więc Sandomierz, wycofując działa. Linia frontu przesunęła się w kierunku Zaleszan i Rozwadowa. Przez 6 kolejnych dni do mieszkańców Trześni dochodziły stamtąd odgłosy strzałów, nocą zaś widoczna była łuna pożarów.

Węgierscy dragoni

6 października wieczorem nadeszli dragoni węgierscy. Pozostali w gminie Trześń do 11 października, wyrządzając w gospodarstwach chłopskich ogromne szkody. Ksiądz Zarytkiewicz określił to wydarzenie jako: Sądny dzień! Zachowywali się po barbarzyńsku: wyrzucali z domów na dwór kołyski z dziećmi, rekwirowali konie, niszczyli nie młócone zboże, używając go jako ściółki. Każdy najmniejszy opór ludności, uważany był za szpiegostwo i bezwzględnie karany poprzez więzienie lub śmiertelne wyroki.

Ludzie z trwogą patrzyli w przyszłość. Poza trudami codziennego życia, kolejną troską była obawa o zdrowie. Rozprzestrzeniały się choroby zakaźne, wskutek czego wiele osób zmarło. Ofiarami epidemii byli zarówno żołnierze jak i osoby cywilne. Tyfus brzuszny panował w wojsku i wiejskich zagrodach. Wśród żołnierzy pojawiały się również przypadki cholery. Takie przypadki zanotowano w Nadbrzeziu i Trześni. W Nadbrzeziu zachorowało trzech żołnierzy natomiast w Trześni jeden.

Ogólnie październik 1914 r. zapisał się w historii parafii, jako miesiąc który przyniósł wiele nieszczęść i smutku. Odpust w dniu Aniołów Stróżów (2.X.) odbył się w asyście wojsk rosyjskich. Obecność wrogich oddziałów na Mszy św. spowodowała przygnębienie parafian. Na uroczystość do świątyni trześniowskiej przybyło tylko dwóch  kapłanów:  ks. Wincenty  Osikowski, wikary  z  Wielowsi  oraz  ks. Eugeniusz Żukowski,  dr  teologii  z  Przemyśla.  Ks.  Osikowski  celebrował  sumę  zaś  ks.dr z Przemyśla wygłosił homilie.

Po 7 tygodniowej nieobecności poczty w Nadbrzeziu, placówka znowu została otwarta, jednak urzędowała z trudem tylko 5 dni. W czasie wojny została zamknięta poczta w Gorzycach, więc filia w Nadbrzeziu, była jedynym punktem w całej okolicy, prowadzącym tego rodzaju usługi. Nie pracowały również sądy, ani urzędy. Ludność nie płaciła podatków. Dokumenty z działalności administracji państwowej powiatu tarnobrzeskiego, zostały wywiezione do Wiednia[32].

Od dnia 30 października dał się zauważyć pewien niepokój w wojsku austriackimi. Urzędujący w Nadbrzeziu pracownicy poczty, żandarmerii i policjanci opuścili swoje placówki. Wyjeżdżając zabierali dokumenty. Wojsko austriackie powoli wycofywało się w stronę Tarnobrzega. Ponownie zbliżali się Rosjanie.

W Dzień Wszystkich Świętych nie palono, jak zwykle świec na cmentarzu, ale mimo to jasna łuna oświetlała okolice. To wycofujące się wojska austriackie, zapaliły most na rzece Wiśle.

W ciągu następnych trzech dni słychać było silną kanonadę za Sandomierzem.

3 października Rosjanie ustawili działa w Górach Pieprzowych, skąd w godzinach popołudniowych (od 13:30 do 16:30) ostrzeliwali żołnierzy austriackich będących na terenie wsi Sokolniki oraz Trześni. Ogień skierowali głównie na dzielnicę Trześni - Błonie. Przelatujące ponad kościołem kule, powodowały obawę, by któraś z nich nie uderzyła w świątynię. Jednak cel gdzie zmierzały pociski, został wyznaczony dość precyzyjnie. Dlatego też nieznaczne straty gospodarcze ponieśli mieszkańcy Sokolnik: spłonął jeden budynek mieszkalny, z innego został zerwany dach, zaś w kolejnej zagrodzie szrapnel zabił krowę i zranił chłopca. Poza tym powstało wiele drobnych szkód trudnych do oszacowania. Z walki tej zwycięsko wyszli Rosjanie, dlatego też Austriacy zostali zmuszeni do odwrotu. Wycofali się z Trześni, a do parafii wkroczyli ponownie żołnierze carscy. Tym razem pozostali dłużej, przez cały okres zimy 1914/1915 r.

W dalszym marszu wojska walczące po stronie Ententy dotarły aż pod Tarnów i Gorlice.

Znowu Kozacy

Rano 4 października mieszkańcy parafii znów ujrzeli na polach patrole kozackie i piechotę rosyjską. Ksiądz Zarytkiewicz ze zgrozą pytał: „Dokąd to jeszcze potrwa i jaki będzie koniec?”[33].

Rosjanie przyszli od strony Czekaja Pniowskiego i Wrzaw. Tam po przeprawieniu się przez rzekę, natychmiast przystąpili do budowy mostu na Sanie. Powstała wysoka konstrukcja, wspierająca się na dwóch przeciwległych wałach, łącząca wsie: Czekaj Pniowski i Wrzawski. Na moście ustawiona została straż, pełniąca  całodobową służbę. W szybkim tempie ruszyło  zaopatrzenie frontu. Dniami i nocami jechały niezliczone tryny wojskowych powózek i zarekwirowanych foszpanów. Rosjanie transportowali amunicję, żywność i odzież dla armii walczącej na południu. Droga, którą ciągnęły konwoje (szczególnie odcinek między Antoniowem a Czekajem), była nierówna, pełna dołów z wodą i błotem. Żołnierze szli po tym błocie, które bryzgało i przylepiało się do długich wojskowych płaszczy. Niektórzy z nich, chcąc pozbyć się ciężkiego balastu, obcinali siekierą poły szyneli i maszerowali dalej. W nieodpowiednich warunkach higienicznych przewożono także żywność np. połcie słoniny leżały na odkrytym wozie, gdzie błoto z obracających się kół spadało na jej powierzchnię. Jednak nikt nie zwracał uwagi na zanieczyszczony tłuszcz. Samochody wówczas były jeszcze rzadko spotykane. Przemieszczało się nimi wyższe dowództwo frontowe i to głownie pojazdami ciężarowymi[34]. Wszyscy zmierzali w kierunku Karpat. Ludność cywilna z przygnębieniem patrzyła na potężne formacje wojsk rosyjskich zmierzające na front. Z drugiej jednak strony wierzyli w potęgę militarną Cesarstwa Austriackiego. Każda wiadomość podawana w prasie, była zmieniana i wyolbrzymiana. Jeśli wzmianka umieszczona w gazecie, mówiła o koncentracji sił niemieckich na linii frontu w Karpatach, to plotka niosła, że szykuje się wielka ofensywa. Tak operowano i spekulowano przez cały okres na przełomie 1914 i 1915 roku. Bowiem w tym czasie w widłach Wisły i Sanu panował względny spokój. Rosjanie na dobre wkroczyli na tereny parafii trześniowskiej i pobliskich okolic. Większość żołnierzy pomaszerowała dalej, natomiast we  wsiach  pozostały tylko niewielkie oddziały tzw. „Robotników pod dowództwem zwodnych”[35]. Rozlokowali się i przystąpili do umacniania terenu, budowy nowych dróg, mostów niezbędnych do swobodnego przemieszczania się oddziałów. Z ich inicjatywy i przy pomocy miejscowej ludności, powstało cztery mosty na Łęgu, w tym dwa w Gorzycach, jeden na Przybyłowie i jeden na terenie Kępia Zaleszańskiego. Materiał budowlany pochodził z lasu w Sokolnikach. Następne cztery mosty wybudowano na rzece Wiśle: drogowy w Dąbrowie Wrzawskiej, kolejowy w Zalesiu Gorzyckim, następne pod Sandomierzem i w Tarnobrzegu[36]. Kolejne trzy powstały na Sanie. Wykonano także liczne remonty dróg lokalnych.

Rosjanie byli także inicjatorami budowy linii kolejowej na trasie Rozwadów- Lublin oraz Sandomierz-Ostrowiec. Dworzec kolejowy w Nadbrzeziu, zbudowany przez władze austriackie, był ostatnią stacją na terenie Galicji (Dębica-Tarnobrzeg- Nadbrzezie). Tutaj pociąg kończył bieg- dalej rozciągało się już imperium carskie. Połączenie tych dwóch traktów komunikacyjnych, przyniosło wymierne korzyści ekonomiczne. Skorzystały na tym szczególnie małe miejscowości rolnicze, które dotychczas nie miały szans rozwoju. Przykładem tu mogą być Dwikozy. Stały się one znaczącym ośrodkiem przemysłu spożywczego, a w przyszłości spiżarnią i przedmieściem Sandomierza[37].

Pomimo tego, że linia frontu ustaliła się w znacznej odległości od interesujących nas terenów, Rosjanie intensywnie przygotowywali się do obrony. W okolicznych lasach oraz wzdłuż rzek: Sanu, Łęgu i Trześniówki kopali rowy strzelnicze i wały ochronne. Ponieważ był to ogrom pracy, zatrudniali mieszkańców pobliskich terenów, a za wykonaną pracę płacili im odpowiednią gażę. Biorąc pod uwagę ciężkie, wojenne czasy, chętnie korzystano z tej propozycji.

Mimo dorywczych prac, ludność cierpiała na niedostatek żywności i odzieży. W sklepach brakowało zaopatrzenia. Polacy jednak radzili sobie w tej ciężkiej sytuacji. Szczególnie dobrze prosperował handel wymienny z żołnierzami rosyjskimi. Kradli oni ze swoich magazynów: mąkę, kaszę, konserwy i sprzedawali je po dość niskich cenach. Produkty te uzupełniały tylko chwilowe niedobory, zaś perspektywa nie była zadowalająca. Zbliżał się okres zimowy, bardzo trudny dla rolnika, któremu zapasy zboża i kartofli zniszczono lub zarekwirowano. Dodatkowo szerzyły się choroby zakaźnie, powstałe z niedoboru środków higienicznych i pozostawionej na szlaku wojennym padliny. Rozkładające się szczątki koni leżały w przydrożnych rowach i na polach, stając się źródłem smrodu i bakterii. Artykuły żywnościowe stały się trudno dostępne, a ceny ich uległy znacznemu zwiększeniu i tak: ½ kg nafty kosztował 45 kopiejek, 1 kg cukru 1 rubel, zaś mąka była deficytowym towarem. Inwentarz żywy i martwy z gospodarstwa plebańskiego wojsko zabrało za kwotę 1363 koron.

Wojna uczyniła wielkie szkody nie tylko pod względem materialnym, ale i moralnym. Szczególnie na jej negatywne skutki narażone były dziewczęta i młode mężatki. Zmuszone były chronić się przed agresją żołnierzy (z obu stron), którzy dokonywali gwałtów a niejednokrotnie i morderstw. Ukrywały się więc w różnych, dziwnych a zarazem bardzo niewygodnych miejscach np. wiele dni leżały w łóżku przykryte pierzynami lub spały w skrzyniach[38]. Nastąpiło rozluźnienie obyczajów, graniczące z chuligaństwem. Brak szacunku do drugiego człowieka, powodował kłótnie i bójki, w których zwyciężał nie rozsądek, ale siła.

Ksiądz Zarytkiewicz zanotował: ”To co na własne oczy widziałem podaję:

Grabież, całe tłumy narodu ciągną zaraz po wpadnięciu Kozaków i rozbijają sklepy, przede wszystkim żydowskie w Tarnobrzegu, Nadbrzeziu i wsiach okolicznych, a potem wpadają do domów, z których mieszkańcy uciekli i rozbijają mieszkania, strychy i piwnice, zabierając stamtąd co pod rękę wpadło – obrazy, meble, pościel, ubrania, naczynia itd.

Nieuczciwość, objawiająca się w tym przede wszystkim, że jeden drugiego pokazuje żołnierzom i poucza, gdzie on ma skryte artykuły żywności, siano- kartofle[39], by w ten sposób się pomścić za dawne urazy, bądź też dogodzić swej łajdackiej zazdrości.

Dzikość, brak miłości; koło trupów i pokaleczonych chodzi się jakby około jakiej padliny, ludzie też z lada jakiego powodu mordują się drągami, motykami, bo już u nich nie ma sądu księdza, tylko czas wojenny rządzi.

Niesprawiedliwość, każdy prawie dłużnik nie poczuwa się do obowiązku oddania, natomiast myśli jedynie nad tym, jakby jak najwięcej ukraść, schować, przy czym chce udawać sprawiedliwego.


Widać teraz dopiero, jak ta wiara katolicka nie wsiąkła w duszę ludzką, ale pokostem jest tylko, bo czyż poganie coś innego i gorszego czynią?!”[40].

Wojska moskiewskie przebywały na terenach parafii Trześń do 22 czerwca 1915

r. to jest do klęski Rosjan na linii Gorlice- Tarnów poniesionej w dniu 5 maja 1915 r.

Rok 1915 w widłach Wisły i Sanu

Na przełomie 1914 i 1915 r. dowództwo rosyjskie postanowiło zdobyć przełęcze karpackie i uderzyć na Węgry. Po uporczywych walkach udało się Rosjanom zdobyć Przełęcz Dukielską. Szturmowali też oblężony od października 1914 r. Przemyśl. Dowództwo austro-węgierskie podjęło dramatyczna próbę przyjścia miastu z pomocą atakując przez Bieszczady. Prowadzone w warunkach zimy natarcie, załamało się pod Baligrodem. Wobec wyczerpania zapasów żywności załoga Przemyśla, licząca blisko 120 tys. żołnierzy, po zniszczeniu fortów i dział 22 marca 1915 r. skapitulowała[41].

W kwietniu 1915r. współpraca sztabów niemieckiego i austro-węgierskiego weszła w nową fazę. Wówczas gen. E. Falkenhayn i gen. Conrad uzgodnili szczegóły wielkiej operacji, zmierzającej do przełamania frontu rosyjskiego na odcinku Tarnów- Gorlice. W celu przeprowadzenia jej ściągnięto z frontu zachodniego doborowe dywizje niemieckie. W rezultacie na niewielkim odcinku frontu skoncentrowano osiemnaście dywizji piechoty i bardzo silną artylerię. Pozwoliło to uzyskać dwukrotna przewagę nad broniącymi tego odcinka siłami rosyjskimi.

2 maja, po kilkugodzinnym ostrzale artyleryjskim, pułki niemiecki i austro- węgierski ruszyły do ataku na Gorlice. Miasto zostało zdobyte.

W następnych dniach 3 armia rosyjska poniosła porażki w bitwach pod Krosnem, Rzeszowem i Sanokiem[42]. Rosjanie rozpoczęli odwrót. Wycofywali się. Nie doszło jednak do ich całkowitego pogromu. Stawiali opór, walczyli i stopniowo robili ruchy zwrotne. Oddawali wcześniej zdobyte miasta: Tarnów, Mielec; powoli zbliżali się do Tarnobrzega. Na ich miejsce wkraczały oddziały armii cesarskiej. Ludność galicyjska, w tym również i mieszkańcy parafii trześniowskiej, z tęsknotą oczekiwali przybycia  „swoich”   czyli   Austriaków.   Na   wieść   o   zbliżających   się   oddziałach wojskowych, wszyscy wybiegali z domów aby ich powitać. Jakież rozczarowanie spotkało witających, gdy zamiast pułków galicyjskich z Rzeszowa, Łańcuta czy Przemyśla spotkali wojska obcych narodowości. Szli Węgrzy, Czesi oraz niewielkie oddziały ze Wschodniej Galicji. Wspomniane wcześniej pułki galicyjskie, zostały rozbite w czasie odwrotu. Dlatego też dowódcy zmuszeni byli zasilić te oddziały dowolnymi nacjami z Cesarstwa Austro-Wegierskiego.

W czerwcu 1915 roku front zbliżył się do linii Sanu. Przez 3 tygodnie Rosjanie powstrzymywali nacierające wojska austriackie. Szczególnie przydatne w tym wypadku były solidne okopy wzdłuż rzek, które wcześniej zbudowano. Na wysokich drzewach topoli umieścili stanowiska obserwacyjne, skąd czerpali wiedzą o położeniu wojsk przeciwnika. Stanowiska te były pod ciągłym obstrzałem. Gdy obserwator został zastrzelony, na jego miejsce wchodził następny. Ale już w połowie miesiąca (ok. 15 czerwca) zmuszono Rosjan do odwrotu. Słychać było coraz bliżej armaty co oznaczało, że linia frontu była niedaleko.  Z tego powodu w oddziałach żołnierzy rosyjskich powstał strach. W popłochu zbierali się do odejścia. Wycofując się niszczyli za sobą wszystko, również obiekty, które sami zbudowali. Spalili most na rzece Wiśle, Trześniówce, Łęgu i Sanie. Część konstrukcji mostu na Sanie runęła, gdy podcięli jej nośne  słupy.  Wzniecili  wielki  pożar  podpalając  okoliczne  lasy   w  Sokolnikach i Furmanach. W ten sposób stworzyli sobie zasłonę dymna, niezbędną w chwili ucieczki. Wycofywali się w stronę Lublina.

23 czerwca przybyły już oddziały austriackich ułanów. Z wielkim impetem wypierały resztki wojsk carskich. Ci ostatni, uciekając zabierali ze sobą wszystko, co było im przydatne: konie, bydło, sprzęt i ludzi. Usiłowali zagarnąć mężczyzn w wieku poborowym i uprowadzić w głąb Rosji. Robili masowe łapanki.  Mimo,  że chłopi chowali się, jednak część udało się schwytać. Pieszo pędzili ich w kierunku Lublina i Białej Podlaskiej. Był to jeszcze jeden dramatyczny dzień zapisany w historii tego regionu. Wśród płonących lasów i zabudowań słychać było przerażający ryk bydła i rżenie koni. Wokół rozlegał się płacz dzieci oraz lament zrozpaczonych kobiet.

Wśród mężczyzn, których Rosjanie zmusili do opuszczenia swoich domów i zabrali jako niewolników, znaleźli się mieszkańcy Czekaja Pniowskiego: Henryk Wrona, Władysław Wolski i Stanisław Wojteczko. Im jednak udało się zbiec i szczęśliwie powrócić do swoich rodzin[43]. Około 25 czerwca 1915 r. wojska austriackie opuściły interesujące nas miejscowości. Od tego czasu, do zakończenia I wojny światowej, tj. do 11 listopada 1918 roku, nie było tu większych zgrupowań wojsk ani rosyjskich, ani też austriackich. Jedynie od czasu do czasu przejeżdżały  przez Gorzyce oddziały konne, które nie zatrzymywały się na dłuższy pobyt. Pole walki przeniosło się dalej na wschód i do Włoch na front zachodni[44].

Rok działań wojennych, na terenie powiatu tarnobrzeskiego, spowodował znaczne straty materialne. Ucierpiały szczególnie te miejscowości, przez które przesuwały się linie frontu. Wsie takie jak: Kajmów, Ocice, w większej części Miechocin, Machów, Mokrzyszów, Stale, Wydrza, Zabrnie, Majdan Zbydniowski, Wólka Turebska, Pilchów, Brandwica i Jastkowice zostały zupełnie spalone. Znaczna część Rozwadowa uległa zniszczeniu już w 1914 r. podczas pierwszych, jesiennych walk nad Sanem. Spłonęło 1200 zagród wiejskich, a ludność mieszkała w prymitywnych warunkach, urągających godności człowieka. Ludzie spali w dołach i szałasach, wykonanych szybko i niesolidnie, aby tylko zapewniały schronienie.

Przez tutejsze miejscowości przemaszerowały kilkakrotnie wielkie armie wojenne: Cesarstwa Austo-Węgierskiego i cara rosyjskiego. Pierwsze kolumny wojsk austriackich pojawiły się już w sierpniu (ok. 14-ego) 1914 r. kierowane na główną linię frontu w okolice Lublina. Po upływie miesiąca wycofywały się. (Powróciły dopiero w czerwcu 1915 r.) W ślad za nimi podążała armia Mikołaja II Romanowa. Jak wynika z materiałów źródłowych, tereny parafii  trześniowskiej były dwukrotnie zajmowane przez Rosjan. Po raz pierwszy wkroczyli tu 15 września 1914 r. i przebywali 21 dni do 6 października. Następny raz przybyli już 4 listopada tegoż roku i pozostali aż do 22 czerwca 1915 r. W czasie gdy wycofywali się Rosjanie, na ich miejsce wchodziły oddziały przeciwników, a więc Austriacy bądź  wojska  im sprzymierzone: Niemcy, Węgrzy lub Czesi. Najwięcej szkody i spustoszenia dokonywały walki pozycyjne, których w tych rejonach nie brakowało. Stąd też wielokrotne przemarsze i postoje różnych formacji.

Ogólnie w czasie walk i przemarszów wojsk w 24 wioskach powiatu tarnobrzeskiego, zniszczeniu uległo 1388 budynków mieszkalnych i 2509 budynków gospodarczych. W wyniku tych zniszczeń 1388 rodzin zostało bez dachu nad głową[45].

Kolejne lata

Po przejściu frontu sytuacja się ustabilizowała i do zakończenia działań wojennych, na terenie parafii i okolic panował względny spokój. Określenie to jest adekwatne jedynie do działań militarnych, bo ich skutki odczuwano na bieżąco.

Zaczęła się powolna odbudowa zniszczonych miejscowości. Dzięki wstawiennictwu Koła Polskiego w Wiedniu, rząd austriacki przeznaczył „pewną kwotę”[46] na zorganizowanie tymczasowych pomieszczeń dla bezdomnych ofiar wojny. Część tych pieniędzy zasiliła konto starostwa w powiecie tarnobrzeskim. Starostwo zaś utworzyło miejscowe komitety, które rozdzielały fundusze wśród potrzebujących mieszkańców. Jeśli ktoś zdecydował się na budowę domu, otrzymywał zapomogę w kwocie 100 k. W ten sposób, już w sezonie jesiennym powstała część budynków. Wprawdzie były one bardzo skromne, ale chroniły przed zimową zawieruchą.

W lutym 1916 roku została przeprowadzona wizytacja terenów zniszczonych podczas działań wojennych. Przez tutejsze wsie i lasy przejeżdżali najwyżsi urzędnicy państwowi: austriacki minister spraw wewnętrznych Książe Hohenlohe, minister Galicji Morawski oraz namiestnik gen. Collard. Widząc ogrom zniszczeń – przyrzekali dalszą pomoc państwa dla zniszczonych okolic[47].

W gospodarstwie kościelnym w Trześni dokonano także kilku remontów i zrealizowano plan budowy obiektu gospodarczego. Prace remontowe zaczęły się na początku lipca 1916 roku i trwały prawie rok do 15 czerwca 1917r.W czasie dwóch, pierwszych miesięcy przeprowadzono naprawę obiektów zajmowanych i zniszczonych przez stacjonujące wojska. Odnowienia wymagał przede wszystkim budynek plebanii. Jednak ze względu na koszty i trudną sytuację wojenną, dokonano tylko malowania i odświeżenia wnętrz. Nową podłogę z parkietu ułożono dopiero w następnym roku. W dalszej kolejności zostały zbudowane dwa obiekty gospodarcze: obora dla bydła oraz stodoła. Podczas gdy z wielkim wysiłkiem, remontowano i budowano jedne obiekty, inne ulegały zniszczeniu. Otóż na mocy rozporządzenia władz politycznych żandarmeria austriacka rekwirowała, na potrzeby wojenne, przedmioty wykonane z mosiądzu tj.: klamki, dzwonki szkolne i dzwony kościelne. W tym celu żandarmi przybyli trzykrotnie do świątyni trześniowskiej. Pierwszy raz 16 czerwca 1917 roku i zabrali trzy dzwony: „Józefa”, „Kacpra” oraz „3-Króli”. Został tylko jeden – najstarszy, mający wartość artystyczną, wykonany w 1721 r. imieniem „Jan”[48]. Aby łatwiej było dzwony znieść z wieży, zostały potłuczone młotami na kawałki. Kolejny raz wzięto moździerze kuchenne, naczynia niklowe i klamki. Łupem zaborców padły również dachy wykonane z miedzi. Po raz trzeci wtargnęli do świątyni 13 lutego 1918 r. konfiskując piszczałki organowe. Wobec dalszych zapotrzebowań na materiały militarne, zabrano także drobne naczynia liturgiczne i lichtarze. Ksiądz dziekan Zarytkiewicz ubolewał: „Prawdziwe „vac vietis” gorsze niż za barbarzyńskich czasów, daje się nam we znaki w XX-tym przecywilizowanym wieku. Moralność, poczucie honoru, jakaś miłość bliźniego, poszanowanie cudzej własności – zaginęły”[49].

Żandarmeria rekwirowała także produkty żywnościowe, a więc: bydło, zboże, ziemniaki i paszę. Skutek tych działań był niewielki. Zubożałe społeczeństwo nie posiadało zapasów, a te które mieli starannie ukrywali. Dlatego produkty roślinne były zajmowane już na polach. Mieszkańcom wydzielano mąkę w ilości 200 gramów dziennie na osobę. Zwierzętom hodowlanym również reglamentowano paszę i tak: bydło starsze otrzymywało 7 kg paszy dziennie, natomiast młodsze po 3 kg Wraz z trudnymi warunkami wojennymi pogarszała się sytuacja życiowa ludności. Wzrastały ceny na artykuły spożywcze i przemysłowe np. za cetnar  trudno dostępnej mąki pszennej należało zapłacić do 800 koron; 1 kg mydła gorszego gatunku kosztował +-

50 koron (przed wojną taka sama ilość, lecz jakościowo lepsze, kosztowało 72 halerze). Systematycznie zwiększała się wartość sprzedawanej skóry z 6-8 halerzy za dkg (przed 1914 r.) do 1.80 korony[50]. Trzydziestokrotnie wzrosła cena materiału przeznaczonego na koszule. Przed wojną 1 m gorszej jakości tkaniny kosztował 80 halerzy, natomiast w 1917 r. -ok. 24 koron. Podobnie kształtowała się cena obuwia, z 16 koron(przed 1914 r.) wzrosła do 250 koron[51].

Brak żywności oraz pogarszające się warunki materialne powodowały zubożenie społeczeństwa. Akcja rabunkowa zaborcy pustoszyła jego spichlerze. Zanotowano wysoką umieralność, której przyczyną była śmierć głodowa. Na taką śmierć, szczególnie narażone były dzieci: osierocone wskutek działań wojennych, bezdomne, z rodzin ubogich i wielodzietnych.

Degradacji uległy także obyczaje moralne. Wobec braku odpowiednich czynników prawnych szerzyła się samowola, bezkarność i złodziejstwo. Obojętność na nędzę bliźniego, postrzegano jako normalność.

Upadek morale i dezercja - koniec wojny

Problem głodu i spadku morale dotknął także żołnierzy armii naddunajskiej, którzy coraz częściej dobrowolnie opuszczali jej szeregi.

Austria prowadziła szerokie działania militarne, na rozległych terenach Europy, od Baranowicz na Białorusi, poprzez Halicz, do frontu włoskiego na południu. Wraz z przedłużającą się wojną dramatycznie narastały problemy aprowizacyjne, a żołnierzom zaczynał doskwierać głód. Po pierwszych latach obfitości, kiedy tuż za frontem jechało niezbędne zaopatrzenie (magazyny te wpadały w ręce wroga podczas odwrotu), nastały lata chude. Zwykła dzienna racja żywnościowa w 1918 roku składała się z chleba z różnymi domieszkami, 100 g koniny i cienkiego bulionu. Poza tym brakowało bielizny, mundurów, butów, rękawic, paszy dla koni, paliwa, części zamiennych itp. Austro-Wegry nie były bowiem przygotowane na długą i kosztowna wojnę. Armia dysponowała zbyt małą ilością artylerii, do tego znacznie gorszej jakości od rosyjskiej, a nawet serbskiej. Brygady obrony krajowej i marszowe nie posiadały ani dział, ani karabinów maszynowych, a ich żołnierzy uzbrojono w sześć różnych modeli przestarzałych karabinów. Już podczas frontu karpackiego w 1915r. jeden z rosyjskich dowódców wypuścił austro-węgierskich jeńców z komentarzem,  że wysłanie na wojnę tak źle ubranych i uzbrojonych żołnierzy przynosi hańbę monarchii naddunajskiej[52].

Problemy z obniżeniem walorów bojowych nie były wyłącznym problemem armii austro-węgierskiej. Wystarczy tu wspomnieć obie rewolucje rosyjskie czy masowe bunty w wojsku francuskim wiosną 1917 roku w wyniku fiaska tzw. ofensywy Nivella[53].

Stopniowo coraz większego dystansu do monarchii naddunajskiej nabierali Polacy. Brutalne postępowanie wojsk austro-węgierskich wobec ludności cywilnej w wyzwolonej spod rosyjskiej okupacji Galicji w połowie 1915 r., internowanie latem 1917 r. Legionów Piłsudskiego nie poprawiały nastrojów Polaków, wciąż walczących w szeregach c.k. armii[54].

Dodatkowo, negatywną sytuację wywołały skrajnie niekorzystne dla sprawy polskiej zapisy układu brzeskiego. W III 1918r. nowy rząd Rosji sowieckiej podpisał z Niemcami i ich sojusznikami traktat pokojowy, zrzekając się ziem polskich i nadbałtyckich. Traktaty te zostały zawarte bez obecności delegacji polskiej, mimo wcześniejszych zapewnień obu państw, że każdy naród ma stanowić o sobie samym. Zbulwersowany toczącymi się rokowaniami, tak komentował to wydarzenie ks. Dominik Zarytkiewicz; „…układy w Brześciu Litewskim toczą się na podstawie haseł:” bez odszkodowań, bez aneksji”. W trakcie układów Niemcy i Austria pokazują całą perfidię. Dziewiątego lutego zawierają pokój, po wieczne czasy haniebny dla Niemiec i Austrii, gdyż odrywają od Polski ziemię chełmską i Podlasie, i dają nowo przez nich uznanej Ukrainie. Dla potomnych robi się tu uwagę: „Choćby zdawali się Austriacy i Niemcy najbardziej grzeczni i układni, to pamiętaj Polaku, że to są twoje, odwieczne wrogi, które mają słodycz na języku, a chytrość w sercu i zatruty nóż w rękawie”[55].

W roku 1918 negatywne zjawiska w wojsku i kryzys państwa naddunajskiego jeszcze się nasiliły. Odnotowano masowe ucieczki z pociągów jadących z dawnego frontu wschodniego na włoski. Tylko z jednego pociągu, latem 1918r. postanowiło wysiąść po drodze 550 żołnierzy. Uciekinierzy ukrywali się w lasach, tworząc tzw. zielone kadry (grüner Kader). Uzbrojeni i głodni stawali się zagrożeniem miejscowej ludności. Policja wychwytywała dezerterów i dostarczała ich do punktów karnych, w których przygotowywano ich na pierwszą linię frontu. Takim miejscem zbornym we Włoszech stała się miejscowość Palmanova. Groźnym ostrzeżeniem za dezercję były wyroki śmierci. Jednak zjawisko stało się tak powszechne, że żandarmeria w większości ograniczała się do działań pasywnych, mających chronić życie i mienie ludności cywilnej[56].

W tym czasie wojsko austriackie przygotowywało się na wielką ofensywę nad Piawą.  W  armii  c.k.  służył  Antoni  Foltarz  mieszkaniec  Czekaja  Pniowskiego, zmobilizowany jeszcze w 1916r. Otrzymał przydział do 24 pułku polowej artylerii lekkiej, stacjonującego w Ołomuńcu na Morawach. Po krótkim przeszkoleniu został wysłany na front włoski. Był świadkiem triumfu, a następnie upadku tej armii. Brał udział w walkach, w których żołnierze odnosili zdecydowane zwycięstwo, a więc nad rzeką  Tadiamento,  w  Udine,  Laibach  i  Palmanova.  Widział  zdobyczne  armaty  o

„bardzo długiej lufie”, prawdopodobnie przeciwlotnicze. Odczuł także głód i niedostatek panujący w jednostce  wojskowej. Otrzymywali bardzo skromne racje dzienne, składające się z chleba, suszonych ryb i wodnistej zupy. W skład produktów przeznaczonych do pieczenia chleba wchodziła mąka ze zmielonych kasztanów, która obniżała smak wypieku i powodowała jego kleistą konsystencję. Natomiast zbyt wysuszone ryby, nie nadawały się do spożycia. W związku z tym żołnierze byli ciągle głodni. Zdarzało się, że widząc gotującą się w kotle wodnistą zupę, chwytali oficera i wkładali mu głowę do wrzątku. Wszystkie te przykłady wskazują, że siła bojowa i morale wojska naddunajskiego chyliło się ku upadkowi. Szybko przekonał się o tym osiemnastoletni Antoni, który z wielkim zapałem wstępował w szeregi armii. Trudne warunki wojenne, obce tereny i niemieckojęzyczna komenda potęgowały jeszcze tęsknotę za rodzinnym krajem. Jednostka w której służył Antonii Foltarz, była wielonarodowościowa. W skład jej wchodzili Polacy, Czesi i Rosjanie, a dowodził węgierski oberleutenant. W tej grupie różnorodnych nacji wszyscy odczuwali jednakową biedę, ale wspólne przeżywanie jej, bardziej zbliżało Polaków do Rosjan, niż do innych narodów. Przyczyną tego, była prawdopodobnie mniejsza bariera językowa[57].

Inny uczestnik bitwy pod Piawą, Władysław Hajduk mieszkaniec Czekaja Pniowskiego, który dożył sędziwego wieku- 100 lat, podobnie wspominał przeżycia z wojny. On także służył w pułku artylerii lekkiej, który przez pewien czas stacjonował we włoskich górach. W pobliżu ich obozu, znajdował się mały staw, skąd czerpano wodę do celów spożywczych i przemysłowych. Z zasobów tych korzystali żołnierze okolicznych jednostek. Mimo że woda nie nadawała się do picia, używano jej, ponieważ nie było innego źródła. Jednak po pewnym czasie i te zasoby wyczerpały się, a dno zbiornika odkryło podwodne życie jego mieszkańców: jaszczurek, węży i żółwi[58]

Problemy aprowizacyjne doskwierały całej armii austriackiej. Kolejny mieszkaniec Czekaja Antoni Wąsikowski przebywał z oddziałami na Bałkanach, w Jugosławii i Albanii. Z powodu niedożywienia, większość służby spędził w izbie chorych. Żołnierz głodny to żołnierz zły, chory lub słaby, niezdolny do walki. Zjawisko dezercji rozszerzyło się więc na tak ogromną skalę, że gdy w czerwcu 1918r. doszło do decydującej ofensywy nad Piawą, walczący  łatwo poddawali się i szli do niewoli. Henryk Wrona z Pniowa służył w oddziałach piechoty. W czasie ataku szedł w 16 linii bojowej. Gdy osiągnęli pozycję przeciwnika – zostali rozgromieni. Zmasowany ogień włoskiej obrony rozbił ich oddział. Aby ratować życie, Wrona wskoczył do najbliższej wnęki, która okazała się piwnicą. W środku niej, spało kilkunastu żołnierzy. Zmęczony i głodny położył się obok, i mimo huku rozrywających się pocisków także zasnął. Gdy obudził się, ze zdziwieniem spostrzegł, że spał obok martwych ciał. Pozostawił w piwnicy karabin, wyszedł na zewnątrz i oddał się w ręce przeciwnika. Chociaż Włosi wątpili w jego szczerość, nie pozbawili go życia. Został jeńcem wojennym[59].

Atak pozycyjny nad rzeką Piawą trwał kilka dni. Był to ostatni większy zryw wojsk układu centralnego, wspierany siłami powietrznymi i bronią chemiczną (pociski gazowe). Dniem i nocą trwała nieustanna kanonada artyleryjska. Nocą, reflektory i ogniste race oświetlały okolice. Ostrzeliwano i szturmowano pozycje wroga. Walki te jednak nie przynosiły pożądanych rezultatów. Nie zdołano przełamać linii obrony włosko-francuskiej. To niepowodzenie, okupione stratą 150 tys. ludzi, pogłębiło proces rozkładu. Ostateczne załamanie przyszło wraz z natarciem pod Vittorio Veenetto w drugiej połowie października 1918r.

Koniec wojny zastał wielu żołnierzy w szpitalu, a wśród nich Antoniego Foltarza. Trafił tam z powodu wycieńczenia organizmu. W tym pamiętnym dniu, wszedł do sali oficer i oświadczył chorym: „Kto ma siłę wstać niech wstaje i idzie do pociągu – wojna się skończyła”[60]. Zapanowała ogromna radość, większość zbierała się do domu, w lecznicy pozostali tylko ciężko chorzy.

W ostatnich tygodniach wojny i po jej zakończeniu tysiące zdesperowanych żołnierzy kłębiło się na stacjach, usiłując dostać się do jakiegokolwiek pociągu odjeżdżającego w głąb rozpadającego się państwa. Według relacji naocznych świadków, składy  odjeżdżające  z  frontu  włoskiego  wyglądały  z  daleka  jakby  były oblepione masą ruchliwych pszczół, a żołnierze stali wszędzie, gdzie się dało - na dachach, stopniach, zderzakach i lokomotywach[61].

Podobne zachowanie żołnierzy, zmęczonych trudami wojny, można było zauważyć na wszystkich frontach świata. Na wieść o podpisanym 11.XI.1918r. rozejmie, żołnierze opuszczali miejsca walki, składali samowolnie broń i wracali w swe ojczyste strony. Tak postąpili wojskowi serbscy, strażnicy mostu na Sanie w Czekaju Pniowskim. Gdy dowiedzieli się o zakończeniu wojny, nie czekając na dalsze rozkazy, opuścili posterunek, udając się w stronę stacji kolejowej.

Tymczasem w kraju upadła ostatecznie władza zaborcy. Na ziemiach wyzwolonych  powstały  władze  lokalne   i   regionalne,   aspirujące   niekiedy,   jak np. Polska Komisja Likwidacyjna w Krakowie, do rangi rządu państwowego, obok nich zaś tworzyły się rewolucyjne Rady Delegatów Robotniczych. Zaczęły tworzyć się oddziały policji, która rozbrajała posterunki żandarmerii austriackiej, ci zaś oddawali broń nie stawiając oporu.

7.XI.1918 powstał w Lublinie Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej.

Po 4 latach krwawych zmagań Niemcy zostały pokonane, Austro-Węgry się rozpadły, a osłabiona rewolucją Rosja została zmuszona do uznania niepodległości szeregu państw, którym dotąd nie zezwalała na stanowienie o sobie. Straty wojenne wynosiły ok. 10 mln zabitych, 20 mln rannych, ok. 10 mln zmarło z głodu lub epidemii[62].

***

Upadły monarchie Habsburgów w Austrii i Hohenzollernów w Niemczech. W Niemczech, Austrii i na Węgrzech powstały republiki, podobnie jak w nowych państwach: Czechach, Słowacji i w Polsce.

W dalszej kolejności tworzenia się krajów ościennych, po zakończeniu działań I wojny światowej: Bułgaria i Turcja zachowały dotychczasową władzę monarchiczną, Serbia wchłonęła Czarnogórę i wraz z Chorwacją oraz Słowenią utworzyła Królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców („SHS”).

Na obrzeżach Rosji powstały nowe państwa: Finlandia, Estonia, Łotwa, Litwa, na Kaukazie Armenia, Gruzja, Azerbejdżan[63].

Dla sprawy niepodległości Polski istotne znaczenie miało orędzie Wilsona ze stycznia 1918r, a następnie deklaracja rządów Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch z 3.VI.1918r. stwierdzająca, że  „utworzenie Polski zjednoczonej i niezależnej, z dostępem do morza, stanowi jeden z warunków trwałego i sprawiedliwego pokoju i przywrócenia prawa w Europie”. Zmieniły się zasadniczo perspektywy sprawy polskiej na arenie międzynarodowej, co wywarło też wpływ na rozwój stosunków wewnętrznych w kraju. Posłowie polscy w parlamentach Niemiec i Austro-Węgier domagali się uznania niepodległości Polski, zjednoczonej z trzech zaborów. W tym samym duchu ożywioną działalność prowadzili w zachodniej Europie i Stanach Zjednoczonych Paderewski oraz Dmowski[64].

28 VIII 1918r. Rada Komisarzy Ludowych wydała dekret anulujący traktaty rozbiorowe.

Po stronie idei niepodległości i za odbudowa Państwa Polskiego ze wszystkich trzech zaborów, opowiedziało się również duchowieństwo i episkopat, uczestniczący w życiu społecznym i politycznym podzielonego kraju. Szczególnie ujawniało się to na polu działalności charytatywnej. Już 15 VII 1915r. biskupi polscy z trzech zaborów na czele   z   metropolitą   gnieźnieńsko-poznańskim   Edmundem   Dalborem,   wystąpili z apelem do całego świata o pomoc materialną i moralną dla Polski, występowali zaś jako episkopat jednego narodu[65]. Od 1 III 1915 r. zabiegał o nią w Ameryce papież Benedykt XV (1914-1922). Z jego inicjatywy 21 XI 1915 r. została przeprowadzona doraźna kwesta w świątyniach katolickich na rzecz Polski. Pośrednio przyczyniła się ona do zwrócenia uwagi opinii światowej na sprawę polską.

Scalenie w jeden organizm państwowy wszystkich zaborów doprowadzić miało do likwidacji ucisku Kościoła i ponownego zespolenia organizacyjnego, zgodnie z jego wielowiekową tradycją. Episkopat podkreślał, że dąży do zjednoczenia całego narodu ze wszystkich dzielnic. Kościół stał się więc czynnikiem integrującym, dla podzielonego granicami zaborczymi, społeczeństwa polskiego.



[1]Na interesujących nas terenach granica między zaborami przebiegała korytem rzeki Wisły, na długości Zalesia Gorzyckiego, Dąbrowy Wrzawskiej, a następnie Pasternika do ujścia Sanu. Od strony wschodniej granicę stanowiła sztucznie wyznaczona linia biegnąca po granicy dawnych powiatów: tarnobrzeskiego i janowskiego. -Benedykt Budziło, Gorzyce i Wrzawy. Zarys dziejów.-Kraków 2000, s.144.

Kilka wsi za Sanem (min. Czekaj Pniowski, Pniów, Antoniów) łącznie z Radomyślem należało do powiatu tarnobrzeskiego.

[2]Józef Mądry, Moje wspomnienia, Chorzelów: 1980, msp. s. 3

[3] Benedykt Budziło, Gorzyce i Wrzawy. Zarys dziejów.-Kraków 2000, s.169

[4] Tamże, s.169

[5]Kronika, (b.s.)

[6] Tamże, (bs)

[7] Przewlekła Parafii ... [bs]

[8]Bolesław Kumor, Historia Kościoła. Czasy współczesne 1914-1992.-T.VIII, Lublin: 1995, s.5

[9]Piotr Szlanta,  C.K.dezerterzy?  Morale  armii  monarchii  naddunajskiej  podczas  pierwszej wojny światowe //Mówią Wieki.-2005. nr 10. s.22

<aname="_edn10">[10]Józef Myjak, Katyń. Przerwane życiorysy.- Sandomierz: 1995, s. 16

[11]Jan Puk, Kronika Trześni,[b.s.]. Prywatna Izba Regionalna.

[12]Bogusław Szwedo, Kawalerowie Virtuti Militari ziemi tarnobrzeskiej, Tarnobrzeg: 2001, s.88

[13]Budziło B. , Gorzyce i Wrzawy... s.147

[14]Bolesław Foltarz, Pamiętniki.- Zeszyt IV, Czekaj: 2001, mps, s.59

[15] Tamże, s. 148

[16]Józef Mądry, Moje wspomnienia.-Chorzelów: 1980, s.1.mps –Prywatna Izba Regionalna- Jan Puk

[17]Jan Słomka, Pamiętniki włościanina, Tarnobrzeg: 1994, s.129

[18] Tamże, S.121

[19] tam

[20]Relacja ustna B. Foltarz

[21]Żołnierz piechoty

[22]w Niemczech i Austro-Węgrzech do 1918 roku: żołnierz Landsturmu (formacji wojskowej pospolitego ruszenia).

[23] Lejtnant, lejtenant - oficerski stopień wojskowy w armii rosyjskiej i radzieckiej (także białoruskiej i ukraińskiej, jak również bułgarskiej), w przybliżeniu odpowiednik porucznika. Nazwa zapożyczona z języka francuskiego (lieu tenant - "odpowiedzialny za utrzymanie pozycji") i niemieckiego, gdzie Leutnant również oznacza porucznika. http://en.wikipedia.org/wiki/Leutnant

[24]Archiwum Parafii Trześń, Kronika Parafii Trześń, rękopis. [b.s.]. Z uwagi na trudności w odczytaniu  rękopisu, istnieje możliwość błędu w podawaniu nazw miejscowości wskazujących miejsce urodzenia poległych żołnierzy.

[25]Bolesław Foltarz, Pamiętniki, mps

[26]J.Słomka, Pamiętniki…s.123

[27]B. Budziło ., Gorzyce....s.14.

[28]Relacja ustna Franciszek Rzeszowiak

[29]Kronika Parafii Trześń[bs]

[30]Kronika wsi Gorzyce”, opr. Jan Burdza.1933. – włas. Adam Grzywacz

[31]Kronika Parafii Trześń… Podobne uwagi, o nienawiści Rosjan do Żydów, zawarte są w książce B. Budziły , Gorzyce ... s. 157. (na podst. Kroniki wsi Gorzyce., opr. J.Burdza. 1933). Opisuje zdarzenie, w którym Kozak przywiązał staruszka, za brodę, do końskiego ogona i dosiadłszy konia, pławił go w wodzie.

[32]Kronika wsi Gorzyce… s.182.

[33]Kronika Parafii Trześń [bs]

[34]B.Foltarz, Pamiętniki….Z.IV s.60

[35]B.Budziło, Wrzaw… s.156

[36] jest

[37]B.Foltarz,…s.7

[38]Kronika wsi Gorzyce...s.186

[39]Niezbędne artykuły żywnościowe takie jak: zboże, mąkę, słomę oraz odzież: buty, bieliznę, również pościel chowano do skrzyń i zakopywano do ziemi., w miejscach najmniej podejrzanych, a więc: w kuchni obok pieca, w sieni, w stajni koło żłobu, w zapolach. Wskutek nieodpowiednich warunków przechowywania, część naturalnie uległa zniszczeniu. Kronika wsi ..... s.182

[40]Lucyna  Łysiak-Kosowska,  Z  Pamiętnika  Księdza  Zarytkiewicza//Dzikovia,  2005,  nr  24,  X-XII 2005,s. 22

[41]Encyklopedia szkolna. Historia, Warszawa 1993, s.736

[42] jest

[43]B.Foltarz, Pamiętniki.- mps. Z.IV. s.62

[44]B.Budziło Gorzyce…s.160

[45]B.Budziło, Gorzyce…….s.169

[46]J. Słomka, Pamiętniki….. s.144

[47] Ibidem, s.144 ...

[48]W chwili objęcia posługi duszpasterskiej przez ks. Dominika Zarytkiewicza, w kościele parafialnym w Trześni były 4 dzwony, zamontowane na wieży o nazwie: „Józef”, „Kacper”, „Jan” i „3-Króli”. Kronika Parafii Trześń (1829-1968), s. 4 ; Kronika Parafii Trześń do 1944 [bs]

[49]Lucyna Łysiak-Kosowska, Z Pamiętnika księdza Zarytkiewicza//Dzikovia.-2005, nr 24, s. 23

[50]Pieniądzem obiegowym w Galicji do 1914 roku była korona i reński (2 korony). Jedna korona liczyła

[51]100 halerzy. Dwa halerze nazywano centem. Oprócz halerzy krążyły w obiegu piątaki (10 halerzy), szóstaki (20 halerzy) i korony srebrne (dziesiątki, dwudziestki i setki). Po drugiej stronie Wisły (Sandomierz) w obiegu były ruble i kopiejki.

[52]Kronika Parafii…[bs]

[53]Klęski armii rosyjskiej i wrzenie rewolucyjne spowodowały w r.1917 załamanie frontu i wybuch dwu kolejnych rewolucji: w lutym tzw. burżuazyjnej, która obaliła monarchię, a w listopadzie tzw. październikowej (25.X=7.XI n.st), zorganizowanej przez bolszewików, która objęła władzę wprowadzając ustrój komunistyczny. Nowy rząd prosił przeciwników o rozejm.-Atlas historyczny świata, [pod red.] Józefa Wolskiego.- Warszawa 2001,s. 38

[54] P.Szlanta, s.24 ...

[55]Kronika [bs]. Traktaty te utraciły ważność w jesieni 1918r.

[56]P.Szlanta, C.K.dezerterz… s.25

[57]B.Foltarz, Pamiętniki…Z.VI, s.49

[58] Tamże, Z. IV.s.65

[59] Tamże

[60]Relacja ustna B.Foltarz

[61] s.27 P.Szlanta ......

[62]B.Kumor, Historia Kościoła…..s.5

[63]Atlas historyczny świata, s.38

[64] ... Encyklopedia s.738

[65]Bolesław Kumor, Historia Kościoła, … s.380.

TŁUMACZ JĘZYKA MIGOWEGO W URZĘDZIE GMINY

Osoby niesłyszące przy załatwianiu administracyjnych spraw mogą skorzystać z pomocy tłumacza migowego.

Wystarczy zgłosić chęć skorzystania z tej usługi 3 dni przed planowaną wizytą w Urzędzie Gminy osobiście lub korzystając z pomocy osoby trzeciej dzwoniąc pod numer (15) 8362 075, a także wysyłając faks pod numer (15) 8362 209 oraz e-maila na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

KALENDARZ WYDARZEŃ

Lipiec 2024
P W Ś C Pt S N
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31

Niniejszy serwis internetowy stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka) o celu ich przechowywania i sposobie zarządzania poniżej.

Jeżeli nie zgadzasz się na taki układ - zmień konfigurację swojej przeglądarki. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

Polityka Prywatności określa warunki dotyczące użytkowania serwisu internetowego przez użytkowników końcowych. Korzystając w dowolny sposób z niniejszego serwisu internetowego użytkownik końcowy akceptuje warunki określone w poniższej Polityce Prywatności.

Ochrona danych osobowych

Dane osobowe mogą być przetwarzane wyłącznie na podstawie informacji przekazanych przez użytkownika serwisu internetowego. Przekazanie informacji obejmujących dane osobowe jest dobrowolne. Do informacji tych należą np. imię i nazwisko, adres e-mail lub numer telefonu. Cel wykorzystania danych osobowych jest określony w nagłówku formularza zamieszczonego w serwisie internetowym. Najczęściej jest to subskrypcja wiadomości z serwisu za pomocą poczty e-mail lub krótkich wiadomości tekstowych SMS albo dostęp do wybranych podstron serwisu dla zalogowanych użytkowników. Dane osobowe nie są zbierane automatycznie.

Pliki cookies

Pliki cookies (w dosłownym tłumaczeniu z j. angielskiego: ciasteczka) są to małe pliki tekstowe, przesyłane do urządzenia użytkownika końcowego podczas odwiedzania przez niego serwisu internetowego. Pliki cookies zawierają m.in. adres strony internetowej z której pochodzą, ustawienia dokonane przez użytkownika serwisu dotyczące układu strony, rozmiaru tekstu, kolorów, wersji kontrastowej, dane wpisywane do formularzy oraz wartość, którą jest zazwyczaj automatycznie wygenerowana unikalna liczba. Mechanizm cookies nie pobiera jakichkolwiek danych osobowych ani żadnych informacji poufnych z urządzenia użytkownika końcowego.

Korzystając z serwisu internetowego użytkownik końcowy wyraża zgodę na wykorzystywanie plików cookies.

Użytkownik końcowy ma możliwość korzystania z serwisu internetowego bez wykorzystywania plików cookies, ale oznacza to, że niektóre funkcje serwisu nie będą działać poprawnie. Użytkownik końcowy może samodzielnie i w każdym czasie zmienić ustawienia dotyczące plików cookies, jak również może usunąć pliki cookies korzystając z dostępnych funkcji w przeglądarce internetowej, której używa. W przypadku nie wyrażenia zgody na korzystanie z plików cookies, użytkownik końcowy winien zaznaczyć w ustawieniach przeglądarki opcję odrzucania plików cookies lub sygnalizowania ich przesłania.

Niniejszy serwis internetowy może stosować następujące pliki cookies:

$1a.     pliki uwierzytelniające - wykorzystywane do usług wymagających uwierzytelniania użytkownika końcowego w serwisie internetowym oraz do wykrywania nadużyć w zakresie uwierzytelniania w ramach serwisu;

$1b.     pliki statystyczne - wykorzystywane do zbierania informacji o sposobie korzystania użytkownika końcowego z serwisu internetowego;

$1c.     pliki funkcjonalne - wykorzystywane do zapamiętania wybranych przez użytkownika końcowego ustawień i personalizację interfejsu użytkownika, np. w zakresie wybranego języka, rozmiaru czcionki, wyglądu strony internetowej, itp.

W celu zarządzania ustawieniami plików cookies wybierz z listy oficjalnych stron internetowych producentów najczęściej używanych przeglądarek internetowych aplikację, której używasz i postępuj zgodnie z instrukcjami producenta:

Urządzenia mobilne:

Narzędzia i treść z innych firm

Niniejszy serwis internetowy może zawierać przyciski, narzędzia lub treści kierujące do usług innych firm, m.in. Facebook (przycisk „Lubię to”), Google (Google Maps, Google Analitycs, Google Translate), Youtube (filmy), IVONA Software (webreader), Stat24 (statystyki), Payu (płatności elektroniczne). Korzystanie z aplikacji innych firm może powodować przesyłanie informacji do urządzenia użytkownika końcowego przez zewnętrzny podmiot. Informacji na temat wykorzystania plików cookies przez zewnętrzne aplikacje należy szukać w polityce prywatności danego podmiotu.

Prawa autorskie

Zawartość serwisu internetowego (teksty, grafiki, muzyka, filmy) oraz wszystkie jej fragmenty a także mechanizmy i oprogramowanie używane w serwisie internetowym są objęte ochroną, wynikającą z przepisów polskiego i międzynarodowego prawa autorskiego.

Zgodnie z przepisami prawa autorskiego oraz przepisami o ochronie baz danych, użytkownik końcowy otrzymuje niewyłączną, ograniczoną licencję na korzystanie z serwisu wyłącznie w celach prywatnych, bez możliwości samodzielnego pobierania lub zapisywania stron oraz dokonywania ich modyfikacji.

Użytkownik końcowy serwisu internetowego, bez zgody właściciela serwisu nie posiada prawa do odsprzedaży lub wykorzystania w celach komercyjnych serwisu internetowego i jego zawartości.

Właściciel serwisu internetowego udziela ograniczonego, odwoływalnego, niewyłącznego prawa do tworzenia linku do serwisu internetowego, o ile nie przedstawia on właściciela serwisu w sposób fałszywy, mylący i niezgodny z prawdą.

Wykorzystanie niniejszego serwisu internetowego w sposób, który naruszałby w/w warunki albo wszelkie obowiązujące prawa lub przepisy, a także w sposób, który powoduje albo może spowodować uszkodzenie serwisu internetowego, przerwę lub zakłócenia w pracy jest zabronione.